Przeszukania w śledztwie dotyczącym tzw. afery maseczkowej. Jak dowiedzieli się reporterzy RMF FM - stołeczni policjanci byli w 7 miejscach w Małopolsce. Ministerstwo Zdrowia pod koniec marca kupiło ponad 100 tysięcy maseczek za 5 milionów złotych. Jak się okazało po badaniach - nie spełniały one norm ochrony przed wirusami. Pośrednikiem tej transakcji był instruktor narciarstwa - znajomy rodziny ministra Łukasza Szumowskiego.

Jak ustalili dziennikarze RMF FM, przeszukania prowadzono w czterech lokalizacjach (m.in. siedzibach firm) w Zakopanem, dwóch miejscach w Krakowie i jednym w Brzesku. Według naszych informacji, wszystkie te miejsca są związane z dostawcą maseczek do resortu zdrowia. 

Reporterzy RMF FM dowiedzieli się, że stołeczni policjanci, którym warszawska prokuratura okręgowa zleciła te czynności, szukali wskazanych przez śledczych dokumentów. W pierwszej kolejności skupiono się właśnie na dokumentach dostawcy.

Sprawę zakupu maseczek od znajomego rodziny ministra Szumowskiego ujawniła 12 maja "Gazeta Wyborcza". "Zarobił na tym instruktor narciarski, przyjaciel rodziny Łukasza Szumowskiego. Transakcję ułatwił mu brat ministra zdrowia" - podał wtedy dziennik.

Wszystkie zakupy, które były realizowane, za każdym razem były kierowane do mojego zespołu. Tam była przeprowadzana analiza oferty pod kątem ilości, ceny oraz terminu dostawy - tłumaczył tuż po tej publikacji wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. Podkreślił, że w tym przypadku termin dostawy był niezwykle istotny, szczególnie w pierwszych tygodniach epidemii, kiedy dostępność maseczek dla medyków była mniejsza niż środowisko medyczne oczekiwało.

W momencie, w którym otrzymaliśmy tę ofertę, została ona poddana weryfikacji. Tam był załączony certyfikat, który potwierdzał autentyczność tego towaru - mówił Cieszyński. Jeżeli towar jest sprowadzany z zagranicy, trudno jest go poddać testom przed zakupem, dlatego każdorazowo w takich sytuacjach opieramy się właśnie na dokumentach - wyjaśnił.

"Cała Europa została naciągnięta"


Minister zdrowia Łukasz Szumowski odnosząc się dziś do tej transakcji podkreślał, że "cała Europa, nie tylko Polska, została niestety naciągnięta". Nasze maski z tego transportu nie trafiły do szpitali, ale trudno odpowiadać mi za inne podmioty - powiedział. Przypomniał jednocześnie, że maski niespełniające norm zostały również kupione przez KGHM, WOŚP, Komisję Europejską i inne kraje europejskie. Jak dodał, trudno oszacować straty finansowe, bo ma nadzieję, że prokuratura odzyska te pieniądze.

Na pytanie, co stało się z tymi maseczkami, szef MZ wyjaśnił, że maseczki nieposiadające filtrów FFP, czyli chroniących przed wirusem, zostały rozdysponowane jako chirurgiczne, bo jako takie mogą "bardzo dobrze służyć". Nigdy żadna maseczka nie trafiła do medyków jako maseczka FFP, a te pozostałe są, jak rozumiem, już chyba w gestii prokuratury - zapewnił. Będę zeznawał w tej sprawie jak najszybciej i chciałbym, żeby była jak najszybciej wyjaśniona, żeby osoby, które doprowadziły do tej znacznej szkody, zostały osądzone przez niezależny sąd - zaznaczył Szumowski. 

CBA przyznaje: Mieliśmy wątpliwości

W poniedziałek wspólne oświadczenie ws. kontrowersyjnej transakcji wydało Centralne Biuro Antykorupcyjne i resort zdrowia.

"Ministerstwo Zdrowia 26 marca br. przekazało do CBA e-maila z informacją o planowanym zakupie masek i kombinezonów ochronnych od Łukasza Guńki. Ministerstwo wraz z Biurem przyjęło taką właśnie formę współpracy przy ocenie procesu zakupów" - poinformowano. Jak wyjaśniono, już następnego dnia CBA zwróciło uwagę na "poważne wątpliwości co do wiarygodności oferty" - związane m.in. z "brakiem powiązań (Łukasza Guńki) z podmiotami medycznymi".

W reakcji na wskazania CBA, resort poinformował znajomego rodziny ministra, że "dopóki certyfikowany towar nie znajdzie się w magazynach, nie będzie realizowało żadnych płatności".

"Ministerstwo Zdrowia ściśle współpracuje z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym  w zakresie zabezpieczenia antykorupcyjnego.  Pomiędzy Ministerstwem a Biurem wypracowano formułę, w myśl której przed każdą transakcją oferta przedłożona Ministerstwu była mailowo przekazywana na skrzynkę  udostępnioną przez CBA" - podkreślono w oświadczeniu MZ i CBA. 

Szumowski tłumaczył, że kupiłby maseczki "nawet od diabła"

Do zakupu maseczek od instruktora narciarstwa Szumowski odniósł się też w poniedziałkowym wywiadzie dla “Dziennika Gazety Prawnej".

Prawda jest taka, że gdy kupowaliśmy te 100 tys. masek, nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było skąd ich wziąć. Zero. Nic nie było. I nagle kontaktuje się z nami człowiek i mówi: mam pół miliona. Mój brat, z którym ten pan się skontaktował, dał mi o tym znać. Mówię mu więc: "Świetnie, daję ci telefon do ministra Cieszyńskiego, który odpowiada za zakupy, niech się z nim skontaktuje" - relacjonował. Gdybym nie zareagował, pewnie dziś oskarżono by mnie, że nie zrobiłem nic, żeby zapewnić medykom odpowiedni sprzęt i naraziłem ich życie oraz zdrowie. O to samo oskarżono by ministra Cieszyńskiego - mówi w rozmowie z "DGP" Szumowski.

Na uwagę, że hasło "'znajomy ministra robi deal życia na wadliwych maseczkach' naprawdę nie brzmi dobrze", Szumowski powiedział: "Minister kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła". Ale nikt nie chciał ich sprzedać. Nikt. Nie było ani jednej innej oferty. A moja znajomość z kontrahentem polega na tym, że widziałem się z nim cztery lata wcześniej na nartach. Nie widziałem się z nim później - podsumował.

Opracowanie: