Zaskakujące dla wielu dziennikarzy było poniedziałkowe zaproszenie na konferencję prasową ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na temat aktualnej sytuacji sanitarno-epidemiologicznej. Takie spotkania odbywają się regularnie od kilku tygodni w związku z rozprzestrzeniającym się koronawirusem. Tym razem jednak można było spodziewać się, że takie spotkanie odbędzie się w wersji internetowej jako telekonferencja. A jednak nie.

Nie mam ani prawa, ani chęci oceniać takiej decyzji. Mógłby to pewnie zrobić epidemiolog albo specjalista chorób zakaźnych. Z perspektywy reportera lubię okazje do spotkania się na żywo, twarzą w twarz. Zadanie pytania bezpośrednio, a nie wysyłanie via e-mail lub za pośrednictwem jakiegokolwiek komunikatora. Wydaje się z tego punktu widzenia, że telekonferencje coś zabierają. Są uboższe o ważny dodatek, jakim jest możliwość kontaktu face to face

Na ten istotny element zwrócił uwagę mój poniedziałkowy rozmówca, pan Paweł, który przebywa w kwarantannie domowej po pobycie w Londynie. Zapytałem pana Pawła, czego najbardziej brakuje mu w czasie dwutygodniowej, obowiązkowej kwarantanny. Odpowiedział od razu: "Bezpośrednich spotkań z ludźmi". Pracuję z ludźmi. Doceniam taki kontakt. Nadrabianie kontaktów towarzyskich ze znajomymi czy rodziną nawet przez wideo-komunikator na dłuższą metę nie zastąpi spotkania z nimi - przekonywał w rozmowie, której fragmenty pojawiły się w Faktach RMF FM i poniedziałkowym wydaniu programu "Wszystko w temacie".

Poniedziałkowe zaproszenie na spotkanie prasowe w siedzibie resortu zdrowia jednak z udziałem dziennikarzy zaskoczyło mnie z tego powodu, że dwa dni wcześniej, w sobotę Kancelaria Premiera rozesłała dziennikarzom informację: "Od dziś tj. 14 marca br. konferencje prasowe organizowane w KPRM dotyczące działań rządu w związku z koronawirusem będą odbywały się - co do zasady - bez stacjonarnego udziału mediów". Sobotni briefing premiera był transmitowany w mediach społecznościowych. 

Dla porządku warto podkreślić, że w czasie konferencji prasowej w ministerialnej sali było ponad dwadzieścia osób. Wśród nich - poza ministrem zdrowia i dwójką jego zastępców: wiceministrem Waldemarem Kraską i wiceministrem Januszem Cieszyńskim - rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz, grupa dziennikarzy, fotoreporterzy, operatorzy kamer, pracownicy biura prasowego resortu. 

Postanowiłem zadać ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu pytanie wprost: czy taka zasada obowiązywać będzie w resorcie zdrowia. Pewnie w momencie, gdy ilość osób zakażonych w Polsce wzrośnie, przejdziemy zupełnie na tryb on line. Będziemy spotykać się poza ministerstwem. Zrobimy to po to, żeby państwa chronić. Ja jestem w odpowiedniej odległości. Wy stoicie faktycznie blisko siebie - odpowiadał minister zdrowia. 

O czym może świadczyć takie podejście? Interpretuję je jako sygnał w rodzaju: "Zachowajmy spokój. Nie przesadzajmy". Warto zachowywać dystans wobec innych osób. Warto dezynfekować regularnie dłonie (dziennikarz przychodzący na konferencję do siedziby resortu zdrowia ma do tego kilka okazji, dozowniki z płynem do dłoni stoją przy wejściu, w sali konferencyjnej, na korytarzu, w toaletach). W tym wszystkim trzeba jednak dalej funkcjonować. Reporter, jeśli jest zdrowy, pełen energii i gotowości do pracy, obsługuje konferencję prasową tak jak tydzień, dwa tygodnie czy pół roku temu. I zachowuje się przy tym rozsądnie. 

Wyszedłem z gmachu resortu zdrowia uspokojony takim podejściem. Wciąż liczę, że liczba przypadków zakażenia koronawirusem nie wzrośnie tak bardzo i stan chorych będzie na tyle dobry, że konferencje, na których możemy bezpośrednio spotykać się i zadawać głośno pytania, a nie wstukiwać ich w klawiaturę komputera, nie zostaną zastąpione tylko przez e-briefingi i e-spotkania. Mimo że podobno mamy czasy e-zdrowia, e-recept i e-zwolnień...