Puste półki w brytyjskich sklepach - nie z powodu brexitu, ale "pingdemii". Tak na Wyspach nazywa się masowe skłanianie ludzi do samoizolacji, jeśli kontaktowali się z osobami zarażonymi koronawirusem.

Przy ponad 45 tys. zakażeń dziennie to było nie do uniknięcia. Elektroniczna aplikacja, którą Brytyjczycy instalują w komórkach, informuje ich o koniczności odbycia kwarantanny, jeśli przez 15 minut przebywają w odległości mniejszej niż dwa metry od osoby zakażonej. Średnio tygodniowo ok. pół miliona ludzi otrzymuje takie zalecenia.

Nie są one usankcjonowane prawnie, ale Brytyjczycy się do nich stosują. Oznacza to oczywiście, że nie chodzą wtedy do pracy. To wpływa znacznie na funkcjonowanie supermarketów, policji i firm transportowych.

Według zapowiedzi rządu, od 16 sierpnia osoby, które otrzymały zalecenie samoizolacji, nie będą musiały tego robić, jeśli zostały podwójnie zaszczepione. Już prawie 70 proc. dorosłych Brytyjczyków otrzymało drugą dawkę szczepionki.

Zbyt dokładnie...

Sama aplikacja zasłużyła na wiele słów krytyki. Jej autorzy nie wzięli pod uwagę mocy sygnału bluetooth, na którym się opiera. Z łatwością penetruje on ściany budynków.

Wiele osób otrzymuje wezwania do rozpoczęcia domowej kwarantanny tylko dlatego, że sąsiedzi są zakażeni koronawirusem, nawet jeśli w ogóle się z nimi nie spotykają. Na tej zasadzie podobne powiadomienia otrzymali ludzie, którzy w ogóle nie wychodzili z domów, co jest oczywistym absurdem.

Według ekspertów aplikację należałoby ponownie skalibrować, tak by była mniej precyzyjna. To także jest kontrowersyjną propozycją - bo wówczas będzie ona także mniej dokładna w przypadku autentycznych kontaktów z ludźmi zakażonymi, które są niebezpieczne dla zdrowia. Czyli i tak źle, i tak niedobrze.

Co na to Brytyjczycy?

Korespondent RMF FM podkreśla, że zna wiele osób, które uznając, że aplikacja nie działa poprawnie i nie chcąc ryzykować bezsensownej kwarantanny, po prostu usuwa ją ze swoich telefonów komórkowych. W ten sposób unikają powiadomień o konieczności samoizolacji. I to jest najgorszy efekt całego zamieszania.

Od początku tego tygodnia mieszkańcy Anglii, po raz pierwszy od marca ubiegło roku, nie muszą przestrzegać żadnych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Pozostały tylko lokalne zalecenia, jak na przykład obowiązek noszenia maseczek w londyńskich środkach komunikacji miejskiej. Otwarte zostały nocne kluby, w pełni funkcjonują puby i restauracje, także sale koncertowe i teatry oraz stadiony. Wszystko to powoduje wzrost zakażeń, ale dzięki wysokiemu poziomowi szczepień nie wpływa to na liczbę zgonów. To utwierdza rząd w przekonaniu o słuszności decyzji o całkowitym otwarciu kraju.

Opracowanie: