Izraelski dziennik "Haaretz” dodnosi, że Izraelczycy chcieliby wznowić transport irackiej ropy rurociągiem z Mosulu na północy Iraku do Hajfy nad Morzem Śródziemnym. Taki rurociąg istniał już kiedyś - za czasu mandatu brytyjskiego, ale kraje arabskie zamknęły go po powstaniu państwa Izrael w 1948 roku.

Izraelski minister infrastruktury jest pewny, że rurociąg z Mosulu do Hajfy umożliwiłby oszczędzenie wydatków na przewóz ropy tankowcami z Rosji do Izraela. Wierzy, że po obaleniu Husajna, Amerykanie mogliby poprzeć ten projekt jako cześć rekonstrukcji gospodarki Iraku.

W latach 80. Izrael proponował ponowne uruchomienie tego rurociągu, aby pomóc Irakowi wojnie z Iranem. Ten pomysł nie został jednak zrealizowany. Teraz, kiedy Irak ma szansę stać się krajem prozachodnim, mogą też wzrosnąć ekonomiczne widoki na współpracę w skali całego regionu.

Tymczasem dzisiejszy "Washington Post" napisał, że jeśli po wojnie Amerykanie zechcą przejąć kontrolę nad iracką ropą, będą mieli problemy z prawnym usankcjonowaniem takiego stanu rzeczy. Chyba, że zrobią to przy pomocy ONZ.

Do wybuchu wojny iracka ropa była sprzedawana za granicę w ramach nadzorowanego przez ONZ programu "Ropa za żywność"

Na razie jednak Rosja, Francja i Niemcy - stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ, a jednocześnie przeciwnicy wojny w Iraku - robią wszystko, aby po wojnie Amerykanie nie zbijali kokosów na irackiej ropie.

Na razie waszyngtońska administracja zapewnia, że na wydobyciu irackiej ropy skorzystają Irakijczycy.

Foto: Archiwum RMF

18:00