Za każdym razem, gdy wykazujemy wolę współpracy Amerykanie mówią: „To zbyt mało”, „Irak zagraża swym sąsiadom” i tym podobne oszczerstwa - mówi wysłannikom RMF do Bagdadu profesor Mosafar Al-Adami, rektor wydziału nauk politycznych uniwersytetu w Bagdadzie.

250 tys. amerykańskich żołnierzy czeka na rozkaz do ataku na Irak, a Irakijczycy chcą pokazać, że chcą się rozbroić. Niszczą kolejne rakiety, które są zakazane przez ONZ. 6 pocisków - po wymontowaniu z nich głowic i zespołów napędowych - zostało już zmiażdżonych przez buldożery w kompleksie wojskowym koło Bagdadu. Dziś jeszcze podobny los czeka co najmniej trzy rakiety. Irak obiecał też, że najdalej w ciągu tygodnia wyjaśni sprawę odnalezionych wczoraj kawałków bomb wypełnionych bronią biologiczną oraz zniszczenia gazów bojowych VX.

Amerykanie są na razie na etapie studiowania różnych możliwości. Jednym z rozwiązań, które biorą pod uwagę, jest wojna. A ich reakcja na rozpoczęcie niszczenia rakiet Al Samud 2? No cóż, muszę przyznać, że nie spotkało się to z pozytywnym odzewem z ich strony. Za każdym razem, gdy wykazujemy wolę współpracy Amerykanie mówią: „To zbyt mało”, „Irak zagraża swym sąsiadom” i tym podobne oszczerstwa - komentuje profesor Al-Adami, który jest także deputowanym do irackiego parlamentu i działaczem rządzącej partii Baas.

Jego zdaniem dziś uniknięcie wojny jest bardziej prawdopodobne niż kilkanaście dni temu: Jeszcze dwa tygodnie temu byłem przekonany, że wojna jest nieuchronna. Ale teraz, po tych masowych demonstracjach na świecie, po antywojennym stanowisku Europy, po zapowiedziach Francji i Rosji, że zgłoszą weto, coś może się zmienić. Być może Amerykanie zaczną szukać sposobu, jak z tego wyjść z twarzą, bo wszyscy mówią im „nie” - mówi iracki profesor.

foto RMF

14:00