Chaotyczne wprowadzanie nowej listy leków refundowanych źle odbiło się na naszym zdrowiu. Tak wynika z badań, które jako jedyni w kraju przeprowadzili lekarze z Łodzi. Od 2 do 20 stycznia badali reakcje i mierzyli ciśnienie pacjentom, którym prawidłowo wypisywali recepty. Nie było na nich słynnych pieczątek "Refundacja do decyzji NFZ".

Podczas wprowadzania nowej listy leków refundowanych zabrakło przede wszystkim rzetelnej akcji informacyjnej dla pacjentów ze strony Ministerstwa Zdrowia. Dlatego aż połowa z prawie 600 przebadanych zareagowała agresją na prawidłowo wypisane recepty. Nie było na nich słynnych pieczątek, a poziom refundacji leków często był taki sam, jak w grudniu. Tyle że wcześniej się go nie wpisywało, a od stycznia już tak.

Dobrze, że badanym pacjentom lekarze mierzyli także ciśnienie - mówi dr Stefan Trzos z Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Ta grupa agresywna wykazywała bardzo znaczne wzrosty wartości ciśnienia, nawet do takich przypadków, które wymagały pilnej hospitalizacji z powodu zaostrzenia choroby wieńcowej - tłumaczy lekarz.

Kolegium lekarzy medycyny rodzinnej powinno taką wiedzą, w formie prezentacji tego typu zjawisk, dzielić się z decydentami. Nie można szafować tylko zwrotami "polski pacjent" i "dla polskiego pacjenta", tylko to się musi przekładać na takie działania informacyjne i społeczne, żeby to nie wywoływało szoku praktycznie z dnia na dzień - podkreśla Trzos w romowie z reporterem RMF FM Pawłem Świądrem.

Jak dodaje, problemy po wprowadzeniu nowej listy leków refundowanych dotknęłyby znacznie większej liczby pacjentów, ale spora ich grupa poszła po leki jeszcze w grudniu, bo tak bardzo bała się zmian. Jak się niestety okazało, obawy te nie były bezzasadne.