Rodziny 143 ofiar środowej katastrofy należącego do linii Gulf Air Airbusa usiłowały wczoraj zidentyfikować swoich bliskich.

Wyczytywanie przez urzędnika linii lotniczych w Bahrajnie nazwisk kolejnych ofiar przerywały co chwilę histeryczne okrzyki i szloch zgromadzonych krewnych. Głosy recytujące wersety z Koranu mieszały się z odgłosami dzwoniących nieustannie telefonów komórkowych. Cała procedura przebiegała wyjątkowo powoli. Po rozpoznaniu nazwiska któregoś z zabitych pasażerów, bliscy musieli jeszcze zidentyfikować ich zwłoki na zdjęciach. "To najgorszy dzień mojego życia. Straciłam część siebie" - wyznała 45-letnia Saudyjka, której brat zginął w katastrofie.

Dziwne odgłosy

Ekipy ratunkowe wydobyły obie czarne skrzynki z leżącego na dnie Zatoki Perskiej samolotu. Pomoże to w ustaleniu, dlaczego lecący z Egiptu do Bahrajnu Airbus A-320 runął do morza kilka kilometrów od celu podróży. Przedstawiciele lotniska twierdzą, że podchodzenie do lądowania przebiegała prawidłowo, a załoga nie zgłaszała jakichkolwiek klopotów. Dwaj świadkowie, którzy widzieli moment katastrofy twierdzą, że lecący bardzo nisko samolot kierował się w stronę pasa startowego, po czym niespodziewanie skręcił w stronę zatoki. Kilka minut później Airbus ponownie pojawił się nad ich głowami, kierując się juz bezpośrednio do morza. Świadkowie mówią, że silniki Airbusa wydawały dziwne odgłosy, ale nie widać było wydobywających się z nich płomieni.

Wśród 135 pasażerów samolotu Gulf Air najwięcej, bo 63, było Egipcjan. Na pokładzie znajdowało się też 34 obywateli Bahrajnu, 12 Saudyjczyków, 9 Palestyńczyków, 6 Arabów, 3 Chińczyków, 2 Brytyjczyków i po jednym obywatelu Kanady, Omanu, Kuwejtu, Sudanu, Australii i Stanów Zjednoczonych. 36 zabitych to dzieci. Wśród ośmiorga członków załogi była jedna Polka.

00:20