W Polsce budujemy już takie zdolności, że myśl o tym, by wysłać łazika na Księżyc, to nie jest nic nierealnego. Są na świecie prywatne firmy, które szukają chętnych, by dołożyli się do ich lądownika i tak trochę autostopem spróbowali wysłać na Srebrny Glob swoje elementy aparatury – mówi RMF FM dr Krzysztof Walas z Instytutu Robotyki i Inteligencji Maszynowej na Politechnice Poznańskiej. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim dr Walas mówi między innymi o szansach na księżycową misję, przewagach robotów kroczących nad łazikami i ścieżkach kariery kosmicznej, jakie można już w Polsce wybierać. W Krakowie na obiektach Akademii Górniczo-Hutniczej trwają międzynarodowe zawody łazików marsjańskich, 11. European Rover Challenge 2025.
Dr Krzysztof Walas, jeden z ekspertów ERC2025, jest liderem zespołu robotyki w IDEAS-NCBR i adiunktem w Instytucie Robotyki i Inteligencji Maszynowej na Politechnice Poznańskiej. Od 2024 roku jest członkiem Europejskiego Laboratorium Systemów Uczenia się i Inteligentnych (ELLIS), przed rokiem został wybrany do zarządu AI, Data, and Robotics Association (ADRA). Jest zaangażowany m.in. w polskie działania ESA&POLSA dotyczące lotów na ISS, w tym eksperyment rekonstrukcji sceny na jednostce przetwarzania danych klasy kosmicznej.
Grzegorz Jasiński: Łaziki marsjańskie to dzięki temu konkursowi takie pojęcie, które w Polsce się upowszechniło. O robotach w ogóle dużo się ostatnio mówi. Chciałbym zapytać, czy te nowe technologie, z którymi się spotykamy, w tym oczywiście technologie związane ze sztuczną inteligencją, które mają robotyzować świat wokół nas, miejsca pracy, mają ułatwiać już nie tylko produkcję, ale życie ludziom tu na Ziemi, czy te wszystkie procesy też dotyczą robotyzacji przestrzeni kosmicznej? Na ile te plany, te badania przenoszą się na orbitę, a może dalej?
W żadnym wypadku sektor kosmiczny nie zamyka oczu na to, co się dzieje na Ziemi. Często się mówi o tym, że przenosimy jakieś technologie kosmiczne na Ziemię, ale teraz jest często tak, że chociażby właśnie w zakresie rozwoju sztucznej inteligencji ten rozwój ziemskich technologii jest dużo bardziej zaawansowany. Ale to wynika ze specyfiki sektora kosmicznego, że nie możemy sobie pozwolić na za dużo błędów. Nie mamy zbyt wielu prób. Jak wyślemy łazika na Księżyc, no to jak nam coś nie zadziała, to jest duża strata, bo cała misja niestety jest wtedy zakończona. Tak jak to zawsze było, z jednej strony te technologie kosmiczne są przełomowe, a z drugiej strony sektor kosmiczny jest konserwatywny w tym sensie, że koszt misji jest wysoki. Nie tylko chodzi o pieniądze, też chodzi o czas i zaangażowanie ludzi. No i gdybyśmy, że tak powiem, na prostych błędach się przewrócili, szkoda by było tego. A znów, jeżeli chodzi o uczenie maszynowe, często rozmawiamy o tym, że systemy halucynują, no i na takie rzeczy sobie w kosmosie nie możemy pozwolić. Ale też jest tak, że w wielu teraz nowych konkursach, chociażby na dostarczenie technologii, czy w tej części eksploracyjnej, Europejska Agencja Kosmiczna ogłasza, że chciałaby wypróbować, czy właśnie kwestie związane z autonomią, czy przetwarzaniem danych z wykorzystaniem metod sztucznej inteligencji. Ale znów tu musimy pamiętać, że nie mamy tam serwera. To nie jest tak, że sobie w chmurze coś policzymy. Rzeczywiście te rozwiązania muszą się zmieścić na bardzo małym komputerze, który ma małe zasoby obliczeniowe, bo potem znów nam brakuje prądu. Bo my możemy sobie trochę zawieźć tego prądu ze sobą w baterii, a potem musimy cały czas szukać Słońca, żeby się doładować. No chyba, że pójdziemy w tę część związaną z radioaktywnością i będziemy mieli źródło zasilania, które działa dobrych parę lat bez podładowywania. No ale to, to jest inny sposób zasilania łazików, niekoniecznie praktykowany przez wszystkie agencje kosmiczne.
No właśnie, jeśli chodzi o małe urządzenia, które zajmują się sztuczną inteligencją na orbicie, to mamy już doświadczenie związane z misją doktora Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego i eksperymentem, którego wiodącą siłą była firma KP Labs i jej moduł, który tam miał testować algorytmy sztucznej inteligencji. Na ile ten eksperyment i też inne eksperymenty realizowane i bezpośrednio przez polskiego astronautę i trochę przy okazji jego misji pańskim zdaniem będą miały realny, praktyczny, prawdziwy wpływ, nie tylko deklaratywny, na programy, którymi Pan się zajmuje, na programy związane z robotyzacją?
Ja chętnie się przyznam do tego eksperymentu, bo byliśmy partnerem właśnie KP Labs i algorytmy związane akurat z rekonstrukcją otoczenia 3D, otoczenia łazika księżycowego na danych, które dostarczyliśmy do tego komputera, były wykonywane przez zespół Politechniki Poznańskiej. Tak, że cieszyliśmy się, że wszystko zadziałało. No i mamy tę możliwość pokazania, że nasz software zadziałał w kosmosie. Tak że tutaj czujemy się dumni...
Coś więcej może pan już powiedzieć o tych wynikach? Oprócz tego, że zadziałał. To już jest bardzo dobra wiadomość.
W związku z ograniczeniami czasowymi i ograniczeniami tego, w jaki sposób mogliśmy korzystać z tego modułu, to wszystko odbywało się na danych, które my dostarczyliśmy i już były umieszczone na tym komputerze. Nie mieliśmy możliwości wysłania całego łazika na Międzynarodową Stację Kosmiczną, żeby wypróbować cały system. Oczywiście też byłby problem tego, jak nim się poruszać w stanie nieważkości. No więc tyle, ile nam się udało uruchomić te nasze sekwencje testowe, te wyniki były spójne. Czyli te błędy, których oczekiwaliśmy z obliczania trajektorii, były spójne. Więc znów wygląda na to, że to wszystko w sposób oczekiwany zadziałało. No i dla nas też to było ciekawe, bo mogliśmy nie tylko połączyć się wideo ze Sławoszem, ale też mieć dostęp zdalny tutaj z Ziemi do tego komputera. Tutaj z pomocą kolegów z KP Labs. No więc też to było ciekawe wrażenie połączyć się z komputerem na orbicie.
To proszę o tym opowiedzieć. Ile czasu tam ta komunikacja zajmowała? No i jak rozumiem też mieliście Państwo zrujnowane wakacje, bo przez opóźnienie misji musieliście być na stand-by?
Nie no, to są wspaniałe wakacje. Takie rzeczy nie zdarzają się często. Mieliśmy czterdzieści siedem lat przerwy (od lotu poprzedniego polskiego astronauty), więc można poświęcić te parę dni z wakacji. Tam jest też cały ekosystem, który zapewnia to połączenie, to jakby ekosystem firm, które pozwalają na to, że jest ustanowione łącze nie tylko wideo, ale właśnie danych z Międzynarodową Stacją Kosmiczną. No i są przydzielane momenty czasu, w których można się połączyć z tym komputerem i albo wrzucić dane, albo ściągnąć te dane. Prędkość, to już jest prehistoryczna, jak jakichś modemów telefonicznych. No i to jest też ten aspekt, o którym mówimy przy okazji sztucznej inteligencji i rozwoju tych metod. Bo znów nie mamy dostępu do chmury, nie możemy sobie wysłać wielkiej ilości danych, albo odebrać wielkiej ilości danych, tylko musimy to przetworzyć właśnie lokalnie. No i chciałem dodać, że też tutaj z kolegami z KP Labs już zrobiliśmy też misję analogową, gdzie był podobnego formatu komputer, umieszczony na łaziku. Taką sekwencję rozpoznawania niebezpieczeństw analogowej misji przeprowadziliśmy w Lunaresie w Pile na ich Lunar Mars Yardzie. No i tutaj wyniki były świetne, bo nie potrzebowaliśmy takiej dużej karty graficznej do obliczeń, bo takiego modułu też nie wyślemy w kosmos, bo trudno będzie odprowadzić ciepło, dostarczyć energię. Więc tutaj w takich dedykowanych koprocesorach, które można wykonać na tym sprzęcie, który dostarcza firma KP Labs, udało się zbudować moduły, które przy bardzo niskim zużyciu energii bardzo szybko działają. Można powiedzieć, że pod każdą sieć powstawał dedykowany koprocesor. Na tej wspólnej płytce, współdzielonej płytce. Więc to też było ciekawe doświadczenie. Oczywiście cały czas działamy dalej i składamy kolejne projekty z kolegami. Myślę, że jak coś się pojawi, to będzie znów głośno, bo całkiem spory projekt złożyliśmy. I tutaj też myślę, że coś ciekawego w misjach analogowych nastąpi. No i chcemy pokazywać tutaj w Polsce, że budujemy takie zdolności, żeby wysłać łazika na Księżyc, że to nie jest nic nierealnego. Chociażby widzimy misje ispace, no może jeszcze się nie do końca udały, ale są prywatne firmy, które szukają chętnych, którzy by chcieli się dołożyć do tego lądownika i wysłać też coś swojego, no bo im się musi budżet też w jakiś sposób spinać, więc szukają tego, brzydko mówiąc po angielsku ride sharing, żeby jakieś kolejne moduły tam poleciały. Więc nie jest tak, że Polska musi przygotować od zera całą misję, wystrzelenie, lądownik i tak dalej. Tak, że na razie możemy, że tak powiem, trochę dorzucić pieniędzy i autostopem polecieć na Księżyc i spróbować polskiego łazika księżycowego.
Ale to, jak rozumiem, byłaby część łazika przygotowanego przez więcej grup, na przykład ta, która odpowiada za jego orientację, przetwarzanie danych.
Tak, my byśmy byli od tej części. No, w tym momencie mamy zdolności, jeżeli chodzi o przetwarzanie danych, ale mamy też firmę i też wiemy, że tutaj w tym kierunku działa jedna z polskich firm, aby zbudować w sensie już stricte bazę, czyli ten system lokomocji. Więc uważam, że w Polsce są zdolności do tego, żebyśmy w ciągu kilku lat mogli takiego łazika wysłać.
A oferty firm, które proponowałyby jakieś realne posadzenie tego łazika na powierzchni Księżyca już są? Nie wszystkim się to udaje na razie. Na razie mniejszości się udaje tam bezpiecznie wylądować.
To ja nawiążę do sprawy, w którą byliśmy też zaangażowani, w taką większą misję. ESA nazwała ją Small Lunar Mission, taki był program w zeszłym roku. I tutaj w dużym konsorcjum, gdzie liderem było ETH w Zurychu, chcieliśmy razem z nimi wysłać robota kroczącego, dokładnie skaczącego po Księżycu. I no oni zrobili rozeznanie i spokojnie, były trzy oferty, przez które moglibyśmy się tam w najbliższych kilku latach dołączyć do takiego lotu. Więc, my jako w tym momencie polskie podmioty tego nie sprawdzaliśmy, no informacje sprzed roku były takie, że te zdolności są. Można się dogadać. Nie są to aż tak ogromne środki, ostatecznie. Liczone raczej w milionach euro, nie w setkach czy miliardach. Więc są to takie rzeczy, które myślę, że są do zrobienia.
Wspomniał pan o kroczących i skaczących robotach. Jak rozumiem na ERC jeszcze te kroczące i skaczące się nie pojawiają, tam dalej mówi się raczej o łazikach na kołach czy czasem na gąsienicach. Ale bardzo mnie interesuje to, o czym pan mówi, bo wydaje się, że jeśli chodzi o łaziki na kołach czy na gąsienicach, to te inne warunki kosmiczne, inne przyciąganie, da się jakoś ogarnąć i opanować. Ale w przypadku tych chodzących, skaczących, kroczących, no to te różnice wydają się na tyle duże, że pojawia się pytanie, jak to przetestować tutaj na Ziemi, żeby to potem, no po prostu się nie przewróciło i w ten sposób nie skończyło swojej misji. Jak państwo to robicie?
Jeżeli chodzi o ten system lokomocji, to to jest wiele lat pracy kolegów i koleżanek z Zurychu. My mieliśmy też kilka projektów ziemskich z nimi związanych, z robotyką kroczącą, bo tutaj w Poznaniu też, już dobrych, myślę, że z piętnaście lat pracujemy nad tymi robotami kroczącymi. Więc to jest taka już przyjaźń dawna i jak się pojawiła opcja kosmiczna, to też się spotkaliśmy i złożyliśmy wniosek. Ta praca była dosyć ciekawa, bo tutaj koledzy też wcześniej, nawet w swoich studenckich projektach współpracowali z Europejską Agencją Kosmiczną. Ina przykład skorzystali z tej powierzchni o niskim tarciu, która jest dostępna w ESA. Oczywiście to było w dwóch wymiarach, ale po prostu odbijali się od ścian. Skakali sobie od ściany do ściany i to było w jakiś sposób kontrolowane. Czyli dokładnie było wiadomo, w którym miejscu odbijemy się i gdzie pojawimy się po jakimś czasie. Tak, że te testy zostały przeprowadzone w dwóch wymiarach. Ale tutaj znów są możliwości, które daje Europejska Agencja Kosmiczna. Można się też zapisać na loty paraboliczne, czyli studenci mogą zgłaszać eksperymenty do lotów parabolicznych. No i również zostały wykonane takie testy. Czyli ten robot poleciał w tym locie parabolicznym, został zamknięty w takiej klatce, no trochę z takiej siatki jak do bramki piłkarskiej. No i w momentach, kiedy mieliśmy, że tak powiem, wyłączoną tą grawitację, on zawisał i starał się poruszać poprzez zmianę swojego środka ciężkości, bo mając nogi możemy sobie zmieniać środek ciężkości i nadawać momenty w różny sposób, to też dosyć to w sposób spójny się odbywało. Tak, że też był przeprowadzony eksperyment w stanie nieważkości. Docelowo chcieliśmy pojawić się na Księżycu, więc takie feasibility study, też wstępne było zrobione. Raczej wyglądało na to, że to kroczenie nam pomaga. Właśnie się zastanawiam, bo łaziki nie łażą, tylko jeżdżą. Krocząc powinien być łazikiem...
Coś w tym jest.
Pamiętam z któregoś roku Łukasz Wilczyński miał rozmowę z profesorem Jerzym Bralczykiem na ten temat, więc nie będziemy wnikać w etymologię. Okazuje się, że ta obniżona grawitacja nam pomaga, bo na Ziemi chodzenie jest dosyć mało efektywne energetycznie. Dalej zajedziemy na rowerze, niż dobiegniemy ostatecznie. A tam, jeżeli możemy skorzystać z tego, że jest niższa grawitacja i na przykład przemieszczać się skokami, a nie chodząc, no to w dużej mierze nam to pomaga. I jeszcze była kwestia mobilności, bo na przykład, jeżeli teraz zamontujemy sobie kamerę w takim robocie, no to mamy taki stojak, który się może obrócić w sześciu stopniach swobody. Czyli możemy się tą kamerą przesuwać, obracać we wszystkich możliwych osiach, więc nie potrzebujemy dodatkowego modułu, który jest na łazikach, który sprawia, że możemy sobie tą kamerą obracać wokół osi jednej, drugiej i trzeciej, żeby coś lepiej zobaczyć. W tym momencie możemy to zrobić robotem. Możemy też na przykład mieć sensory, bo tam chodziło o kwestie pomiaru tego, co się dzieje pod ziemią. To możemy na przykład położyć się takim robotem, wykonać pomiar, podnieść się i iść dalej. I kolejna kwestia, chcieliśmy zajrzeć do krateru. Jeżeli takim łazikiem przejedziemy granicę krateru, no to prawdopodobnie do niego spadniemy. A tu możemy się w taki inteligentny sposób ustawić nogami, że możemy zajrzeć do tego krateru i się wycofać z tej misji. Więc no staraliśmy się wykazać przewagi chodzenia nad jeżdżeniem. Myślę, że jest ich kilka. No niestety nie udało nam się przekonać grantodawców, żeby ten projekt kontynuować, ale nadal tutaj od czasu do czasu się spotykamy i szukamy możliwości sfinansowania tego projektu.
A wyobraża sobie Pan taką misję, w której poleciałyby dwa łaziki jeden taki nazwijmy to klasyczny na kółkach, drugi kroczący, z biało czerwoną flagą gdzieś tam, na Księżyc, w jakimś przewidywalnym czasie? Czy to się Panu wydaje realne? Czy myślicie o tym? Planujecie? Aplikujecie?
Bardziej realny wydaje mi się ten kołowy z biało czerwoną flagą i myślę, że tutaj z roku na rok będziemy bliżej tego, bo jak mówię chęci wśród inżynierów, konstruktorów są, pojawiają się środki, żeby podwyższać te poziomy gotowości technologicznej. Więc to myślę, że jest dość realne. Robot kroczący? No tych producentów robotów kroczących na świecie jest niewielu, tu mamy z jednej strony Szwajcarię, Stany Zjednoczone i Chiny, chociaż też, no mamy taki startup z Polski, Spinoff mojego laboratorium, który też buduje takie roboty. Nawet chodzą pod wodą, więc to też ciekawe.
Wszystkie mają cztery nogi? Wszystkie wyglądają jak psy bez głowy, czy są takie na dwóch nogach?
Ta mobilność humanoidów, jeżeli chodzi o stabilność chodu, jest jednak nie aż tak duża, jak na czterech nogach, więc chyba bezpieczniej by było wysłać na razie takiego pieska. To są duże wyzwania, bo jak w takim łaziku jeżdżącym mamy załóżmy cztery napędy, to w takim kroczącym robocie mamy ich dwanaście. Bo minimum trzy na jedną nogę. No i jeszcze cały czas to się zgina, pracuje, obraca. To nie jest stały ruch obrotowy, tylko gdzieś tam cały czas zginamy te przewody. No jest to dużo większe wyzwanie, takie od strony konstrukcyjnej, żeby to było niezawodne, w pełni niezawodne.
Tym bardziej że powierzchnia Księżyca nieszczególnie wybacza. Ten pył, który tam jest jest bardzo niebezpieczny dla technologii. Chociaż te najnowsze badania chyba pokazały, że nie aż tak źle, jak się obawialiśmy, ale jednak jest trudny.
No tak, a tych miejsc po prostu w takim robocie kroczącym, gdzie ten pył nam się może dostać, jest dużo więcej do zabezpieczenia. No ale oczywiście jest to do przezwyciężenia. Są te roboty, które chodzą pod wodą, no i ta woda gdzieś tam się nie dostaje do środka. Wracając do pytania, wyobrażam sobie taką misję, nawet bym ją rozszerzył, bo bardzo ważnym etapem tego wszystkiego jest ten lądownik. Lądownik mógłby służyć na przykład jako miejsce do ogrzania się tych łazików, bo mamy kwestię dnia i nocy księżycowej. Większość proponowanych aktualnie misji, tych komercyjnych zakłada, że będziemy tam w dzień, czyli tylko wtedy, kiedy mamy dostęp do energii, do Słońca. No i niestety potem zostawiamy tego łazika. Czyli misja trwa czternaście dni tak średnio i wyłączamy. Koniec. Tak, że się śmieję, że któregoś dnia jak tak będziemy działać to kolejny lądownik będzie musiał celować między złomem łazików, które już tam leżą i czekają. Ale no może będziemy mieli In Situ Resources Utilization, będziemy mieli te silniki tam, będziemy mogli zbudować kolejne łaziki, ale rzeczywiście może się skończyć tym, że początkowo tam będzie dość duży bałagan. Rola lądownika jest bardzo ważna, bo no na przykład możemy mieć większe baterie słoneczne, więcej energii gromadzić, na przykład mieć większy komputer, który mógłby coś przeliczyć, zanim wyślemy coś na Ziemię. Tak, że tutaj, ta rola tego lądownika jest nie do przecenienia w takiej misji i to musi być zespół. Wyobrażam sobie, że moglibyśmy mieć - zresztą trochę też w tym kierunku idzie Argonaut, czyli ta misja, gdzie mamy jakieś tam roboty cargo - moglibyśmy mieć sobie takiego łazika cargo, który nam dowozi tego kroczącego. Trochę jak człowiek. Wsiadamy do samochodu, te sto kilometrów przejeżdżamy samochodem, a potem jak już wychodzimy w góry, to idziemy na pieszo. No i bym będąc w trendy dodał jeszcze jakiegoś drona...
No na Marsie był tak, na Marsie, był już ten precedens i nagle okazał się niezwykle atrakcyjny, że można rzeczywiście łączyć łazika z tym, jak to mówiliśmy, helikopterkiem i że to ma sens...
Tylko tutaj, na Księżycu teraz właśnie tak sobie spekuluję...
No na Księżycu jest problem...
Mamy problem, że nie ma za bardzo od czego się odepchnąć...
Nie ma atmosfery. Ale może mógłby podskakiwać na tyle wysoko, żeby robił zdjęcie z góry. Bo atutem helikopterka było to, że faktycznie on pokazywał otoczenie łazika. No więc być może taki podskakujący piesek fotografujący z góry, opadający spokojnie na dół, to jest też jakiś pomysł.
Ale w przypadku drona możemy też założyć cztery inne pędniki. No w końcu przy lądowaniu, czy przy innych manewrach, korzystamy z pędników chociażby w satelitach. Nie muszą to być śmigła.
No oczywiście.
Mamy parę innych opcji.
Proszę mi powiedzieć, takie wielkie przedsięwzięcia jak lot Polaka w kosmos i nieco mniejsze, bardzo ważne, cykliczne jak European Rover Challenge, w swoich zamysłach mają zawsze ten element popularyzacji. Popularyzacji wśród młodych ludzi, którzy mamy nadzieję, zainteresują się naukami ścisłymi, no i będą chcieli iść tą drogą. Z praktycznych względów proszę mi powiedzieć, czy udało się już zbudować jakąś taką ścieżkę kariery dla tych młodych ludzi, którzy się zainteresują i będą chcieli pójść w tę stronę? Czy ma Pan takie wrażenie, że oni już mogą wybierać? Mogą iść na konkretną uczelnię, na konkretny kierunek studiów? Że to nie jest tylko ich marzenie, które się tam musi spełniać i dostępny garaż rodziców, gdzie mogą coś kombinować. Tylko, że już te ścieżki Państwo tworzycie i one są gotowe dla tych kandydatów.
Wydaje mi się, że szkoły podstawowe czy licea, czy technika no to na razie mogą skorzystać raczej z centrów nauki czy z jakichś inicjatyw związanych z popularyzacją nauki. Tutaj nie stworzyliśmy jeszcze zawodu technika kosmicznego, no bo tutaj, w naszym systemie edukacyjnym to wszystko się odbywa poprzez normy, które wprowadzamy i kolejny zawód musi być zdefiniowany, jeżeli chodzi na przykład o technikum. Ale rzeczywiście, jeżeli chodzi o studia, no to pojawiają się kolejne kierunki. Tutaj chlubnym przykładem jest Kraków, ale również Gdańsk, Wrocław też działa. My tutaj w Poznaniu jeszcze kierunku kosmicznego nie mamy, choć nam się marzy. Więc tak, są możliwości studiowania powoli już w Polsce kierunków związanych z kosmosem. Kolejna rzecz to są programy stażowe i tutaj już trwający jakiś czas Polish Space Fellowship Program organizowany przez Agencję Rozwoju Przemysłu ze Związkiem Pracodawców Sektora Kosmicznego. No, to jest już konkurs stażowy z dużą tradycją i wiele osób przewinęło się przez polskie firmy sektora kosmicznego. My ze swojej strony dokładamy taką cegiełkę, bo pozyskaliśmy środki z Europejskiej Agencji Kosmicznej na taki program stażowy, który się nazywa ESA Spaceship Poland.Takie inicjatywy do tej pory były trzy. Jedna była w Kolonii, właśnie tam, gdzie dużo czasu spędził Sławosz. I to był początek tych Spaceshipów. A potem jeden powstał we Francji, w CNES, w ich agencji kosmicznej i jeden w Harwell, przy Oksfordzie ośrodek kosmiczny w Wielkiej Brytanii. To jest też jedno z miejsc agencji ESA. No i czwarty, który właśnie teraz powstał w Poznaniu przy Politechnice Poznańskiej. No i właśnie udało nam się rozstrzygnąć pierwszy konkurs, tak że pierwszych sześciu stażystów, będzie u nas rozwijało swoje zainteresowania kosmiczne od pierwszego września tego roku. Bardzo się cieszę, bo przy krótkim takim czasie ogłoszenia tego, mieliśmy spore obłożenie kandydatami na jedno miejsce, jak również to, że przyjadą też dwie osoby zza granicy. A więc to nie tylko w Polsce, ale też te opcje, to co robimy, zachęciły studentów zza granicy, żeby pojawić się w Polsce. Na razie jest sześć takich staży i co sześć miesięcy będą nowe nabory. Docelowo dwanaście osób w takim naborze będzie przyjmowanych. W ten sposób nie tylko coś fajnego się wydarzy w Polsce, ale też będą nawiązane już kontakty z dobrymi ośrodkami, które zajmują się technologiami kosmicznymi w innych krajach Europy.
Jesienią Rada Ministerialna ESA będzie się zastanawiać nad przyszłością tych misji. Czy polski przemysł kosmiczny i polscy inżynierowie, naukowcy, którzy się tym zajmują, wiążą z tym jakieś nadzieje, coś więcej jeszcze uzyskamy po tym, jak Sławosz Uznański-Wiśniewski sprawdził się na orbicie? Trochę tak mocniej wepchnęliśmy nogę w drzwi. W związku z tym, czy w tych planach państwo macie nadzieję, że nasze firmy będą bardziej uwzględnione?
Sama misja Sławosza wymagała od Polski zwiększenia tej składki. No i ta pierwsza linia obrony to jest taka, żebyśmy podtrzymali tą składkę, no a najlepiej ją zwiększyli. Więc, tak, polski sektor jest przygotowany na to, żeby wchłonąć te dodatkowe środki. Gdy Polska wkłada środki do ESA, no jakby jest oczekiwanie, że one wrócą. Jest ten mechanizm zwrotu geograficznego, czyli jeżeli dokładamy pieniądze do wspólnego worka, to zakładamy, że większa część z tych pieniędzy wróci do nas. No i to powoduje, że stajemy się bardzo, jakby to powiedzieć, korzystnym kandydatem do konsorcjum, bo to oznacza, że w danym projekcie Polska może włożyć dużo środków, czyli możemy wykonać w takich projektach znaczące rzeczy, znaczące komponenty. I chociażby z tego powodu właśnie tutaj koledzy z Zurychu się do nas zgłosili. No bo na ten budżet eksploracyjny, jeden z programów ESA, czyli budżet naukowy, no to Polska miała składkę taką samą jak Szwajcaria. W sumie my mogliśmy kontrybuować w tym, co chcemy zrobić w projekcie na poziomie kolegów ze Szwajcarii. Więc chcieli nas mieć w konsorcjum po pierwsze z tego powodu, że robimy dobre rzeczy, a po drugie z tego powodu, że jesteśmy w stanie sobie te rzeczy sfinansować.


