Miny i grymasy twarzy nie służą nam do prostego wyrażania nastrojów czy emocji, lecz do osiągania konkretnych celów - twierdzą psycholodzy z University of California w Santa Barbara i De Montfort University w Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem miny mają charakter strategiczny, posługujemy się nimi do nakłaniania otoczenia do pożądanych przez nas reakcji lub wręcz wymuszania pasujących nam zachowań. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Trends in Cognitive Sciences". Czy kiedykolwiek robicie miny, gdy jesteście sami? - pytają autorzy. No właśnie...

Zdaniem prof. Alana J. Fridlunda z UC Santa Barbara, grymas naszej twarzy jest wyrazem przede wszystkim intencji, nie uczuć. Smutne oczy maja skłonić innych do pocieszania nas, albo wybaczenia, słodka mina - do podzielenia się z nami swoją kanapką. Podobnie mina pełna obrzydzenia nie sugeruje, że mamy nudności, ale ma wywrzeć presję, by ktoś na przykład wyłączył nielubianą przez nas płytę. W ten sposób twarz nie służy nam do okazywania nastroju czy emocji, ale do wymuszania na otoczeniu reakcji, które okazywanym nastrojem czy emocjami sugerujemy. 

W tradycyjnym rozumieniu wyraz twarzy przekazuje informacje o nas, o tym co czujemy. Tak jednak nie jest. Nasza twarz pokazuje raczej to, jaki charakter chcielibyśmy nadać naszej relacji z drugą osobą - przekonuje Fridlund. Na przykład płaczliwy wyraz twarzy interpretujemy zwykle jako oznakę smutku. Tymczasem to sygnał, że oczekujemy wsparcia, czy to w postaci słów otuchy, pocieszenia, czy po prostu uścisku - dodaje. 

Autorzy pracy nawiazują do wcześniejszych badań komunikacji zwierząt, na przykład małp, u których grymasy twarzy mają utylitarne znaczenie, służą do porozumiewania się i negocjacji. Od przedszkola pokazuje nam się uśmiechnięte buźki z dopiskiem szczęście i smutne buźki z wyraźnym opisem smutek, ale to nie jest najlepsze skojarzenie - tłumaczy Fridlund. Małpy w zoo też się uśmiechają, ale to nie oznacza, że są jakoś szczególnie szczęśliwe, ich grymas może oznaczać na przykład ustępowanie wobec zagrożenia - zaznacza. 

Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku Fridlund zauważył, że wyobrażając sobie różne śmieszne, smutne, przerażające, czy irytujące sytuacje mamy większą skłonność do robienia min, jeśli wydaje nam się, że oglądamy je w towarzystwie innych. 

Jeśli przebywamy z innymi oglądamy się na ich reakcje, a oni robią miny patrząc na nasze reakcje  - tłumaczy. Co ciekawe, możemy wchodzić w interakcje niekoniecznie z ludźmi, ale też martwymi przedmiotami, choćby maszynami, czy komputerami.

Jeśli przypomnimy sobie jakie miny robimy, gdy maszyna do kawy nie wyda nam reszty, albo komputer przeładowuje się za długo, to wiemy, o czym mowa. Na razie te maszyny na nasze grymasy nie reagują, w przypadku przyszłych robotów będzie już prawdopodobnie inaczej. 

(ph)