Tankowiec Baltic Carrier, który w marcu zderzył się na Bałtyku z cypryjskim frachtowcem i spowodował skażenie wybrzeża duńsko – niemieckiego, teraz prawdopodobnie zanieczyścił polskie wody.

Jednostka przypłynęła do szczecińskiej stoczni remontowej załatać 50-metrową dziurę w kadłubie. Dziś w nocy na redzie portu w Świnoujściu, gdzie ze statku wypompowywano resztki paliwa - zauważono kilka plam mazutu. Jednak Urząd Morski w Szczecinie twierdzi, że plamy są niewielkie i nie zagrażają ptactwu wodnemu. „No nie da się, proszę pana, jak drzewo rąbią, żeby wióry nie poleciały” – mówi przedstawiciel Urzędu. Jeden z anonimowych informatorów powiedział sieci RMF FM, że widział dziś świnoujskie łabędzie, które były oblepione czarną mazią. Poza tym twierdzi, że ciężkie paliwo mogło przedostać się do Zalewu Szczecińskiego ponieważ w nocy był sztorm. Urząd Morski zdecydowanie temu zaprzecza.

Największa plama mazutu znajduje się teraz przy wschodnim falochronie portu. Ma metr szerokości i pół kilometra długości. Na razie nie wiadomo, czy statek wpływając do portu miał postawioną zagrodę antyskażeniową wymaganą przy ładunkach ropopochodnych. Urząd Morski utrzymuje, że miał; pracownik, który chce zachować anonimowość, jest pewny, że takiej zagrody nie było.

Przypomnijmy: do kolizji tankowca "Baltic Carrier" z cypryjskim statkiem handlowym doszło pod koniec marca w pobliżu południowo-wschodnich wysp duńskich. W burcie pierwszej z tych jednostek powstała duża wyrwa, przez którą do morza wylał się ciężki olej. W sumie do wody dostało się ponad 2 500 ton mazutu, z czego około 200 ton dotarło na prawie 20 kilometrowy odcinek duńskich plaż. W zdarzeniu nie ucierpiał żaden z marynarzy.

11:10