​"To dzieło przedstawiające bardzo istotne wydarzenie(...), namalowane przez wybitnego artystę, w dodatku świadka samej uroczystości. (...) Takie dzieło do zbiorów publicznych pozyskać należało" - mówi o obrazie Juliana Fałata "Zaślubiny Polski z morzem" Monika Jankiewicz-Brzostowska, kustosz w Dziale Sztuki Marynistycznej Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Dzieło, które można oglądać dopiero od kilku dni, będzie stałym elementem ekspozycji NMM. Co ciekawe, sam Fałat był w Pucku 10 lutego 1920 roku, także był świadkiem historycznych zaślubin.

Kuba Kaługa, RMF FM: Jak cenne i jak ważne jest to dzieło dla Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku?

Monika Jankiewicz-Brzostowska: To jest właściwie jeden z najcenniejszych nabytków jakie mamy. Jest to dzieło, które przedstawia zaślubiny Polski z morzem, a więc wydarzenie, które odegrało znacząca rolę w odbudowywaniu obecności Polski nad morzem po odzyskaniu niepodległości. Zostało namalowane przez Juliana Fałata, jednego z najwybitniejszych polskich malarzy, a zarazem uczestnika tej ceremonii, więc i w zakresie historycznym i artystycznym jest to dzieło wyjątkowo dla nas cenne.

Rozmawialiśmy o autorze tego dzieła. Postawiłem taką tezę, że Julian Fałat to nie jest malarz rozpoznawany przez każdego, przeciętnego Polaka. Pani mi odpowiedziała: "Matejko, Malczewski, Fałat. To jednym tchem powinno się wymieniać". Brakuje nam wiedzy o Fałacie?

To jest takie nazwisko, które wydawało mi się, że powinno być kojarzone powszechnie. Może nie każdy musi pamiętać, że był on rektorem Akademii, którą reformował zresztą...

Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Tak, Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Ale to, że był wybitnym akwarelistą i malarzem, że specjalizował się między innymi w pejzażach, scenach polowań i scenach zimowych potoków, to wydawało się, że jeszcze pamiętamy.

Jaka tajemnica wiąże się z tym obrazem? Dlaczego tak istotnym wydarzeniem jest to, że dzieło nagle pojawia nam się w Gdańsku?

Słowo klucz to myślę, że "pojawia się", dlatego że w literaturze poświęconej twórczości Juliana Fałata dotąd nie było wzmianek o istnieniu takiego monumentalnego, olejnego płótna poświęconego zaślubinom Polski z morzem.

Jakie są rozmiary tego obrazu?

To jest duży obraz. Ponad 2,5 metra szerokości i 1,3 metra wysokości. To jest tak zwany format galeryjny, czyli przeznaczony do prezentowania w dużych, obszernych wnętrzach. Jak wspomniałam, nie było w literaturze wzmianek, że takie płótno powstało. Wiadomo było, że Fałat namalował zaślubiny z morzem. Jedyne, co do których są twarde dowody, to akwarela, którą zaprezentowano na jubileuszowej wystawie artysty w 1926 roku w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Znamy też - z prasy - reprodukcję tej akwareli, która stanowi ewidentnie szkic do naszego płótna. Natomiast o samym, duży, olejnym obrazie brakuje informacji w literaturze, brakuje śladów jego eksponowania.

Jakim więc cudem ten obraz znalazł się w 2017 roku w Narodowym Muzeum Morskim?

Pojawił się w ofercie jednego z warszawskich domów aukcyjnych w 2015 roku. Otrzymaliśmy taką informację. Niezwłocznie wystąpiliśmy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przyznanie dofinansowania na ten szczególny cel.

O takie środki bardzo trudno. Co zaważyło na tym, że się udało?

Myśmy argumentowali,  że to dzieło przedstawiające bardzo istotne wydarzenie w historii polityki morskiej Rzeczypospolitej, namalowane przez wybitnego artystę, w dodatku świadka samej uroczystości. Więc walory ikonograficzne, artystyczne, historyczne... wszystkie przemawiały, za tym, że takie dzieło do zbiorów publicznych pozyskać należało.

A w jakim on był stanie? Były potrzebne prace konserwatorskie?

Była konieczne bardzo rozległa, długa i żmudna konserwacja. Obraz był bardzo zniszczony. Kiedyś, w nieznanej nam przeszłości, został zdjęty z krosien i źle zwinięty. Nastąpiło osypywanie się i uszkodzenia, załamania płótna. Później został zdublowany, później znowu źle przechowywany. Te stare uzupełnienia konserwatorskie, tak jak mówimy potocznie kity konserwatorskie, zmieniły kolor. Było widać zaplamienia żółtawe. Obraz był zdeformowany, były zagłębienia, były wybrzuszenia. W jednym miejscu wyglądało jakby narożnik jakiegoś mebla był o niego oparty. W którymś momencie było też zalanie, bo widać było na odwrocie zacieki. Wszystko to było trzeba naprawić, dublaż usunąć, stare kity usunąć. Żmudna praca, która trwała bodajże 8 miesięcy. Albo dłużej.

Ile to wszystko kosztowało?

Koszt zakupienia to było ponad 100 tysięcy złotych. Jeśli chodzi o konserwacje to kilkanaście tysięcy przynajmniej.

Gdybyśmy chcieli słuchaczom powiedzieć ile ten obraz jest warty, jaką kwotą powinniśmy się posłużyć?

Na pewno sześciocyfrową. Bliżej w tej chwili trudno to określić. 109 tysięcy, które zapłaciliśmy na aukcji, to był moment przed konserwacją. A po niej wzrosły zdecydowanie walory ekspozycyjne i trwałość obrazu. Nie potrafię w tej chwili wycenić. To są trudne rzeczy do wyceny, bo niepowtarzalne. Nawet z punktu widzenia Fałata. To nie jest jedna z kilkunastu scen"Polowania w Nieświeżu", które można jakoś między sobą porównywać.

To jedne jedyne "Zaślubiny Polski z morzem" ?

Dokładnie.

Obraz nie jest do końca realistyczny. Mamy też nadaną pewną symbolikę. Co to za postaci widać w dolnej części obrazu?

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że ujęcie jest wyimaginowane, bo od strony wody. A Fałat przecież stał na lądzie, pośród wszystkich innych, obecnych tam. Ponieważ osobiście oglądał wydarzenie, wyobraził sobie jak ono mogło wyglądać od strony wody. Na pierwszym planie, przy dolnej krawędzi kompozycji umieścił Neptuna, którego rozpoznajemy po trójzębie. Towarzyszącą mu postać jakąś kobiecą, którą identyfikujemy jako Salację - boginkę słonej wody w rzymskiej mitologii. I trzecią postać, formę, istotę, która budzi pewne kontrowersje... ale po pogłębionej analizie i porównaniach ze wspomnianym, akwarelowym szkicem, podejrzewamy, że była to kałamarnica. Wszystko to razem miało pokazywać, że świat jakby przyrody, świat morza i oceanów przygląda się, śledzi tę uroczystość.

Komu więc te postaci się przyglądają?

W centralnej części widać nabrzeża portu puckiego, na których zgromadzeni są dostojnicy, którzy brali udział w uroczystości. A więc generał Haller z towarzyszącymi mu oficerami, przedstawiciele duchowieństwa, władz centralnych. Na zamarzniętej częściowo zatoce stoją formacje kawalerii, a w tle widać jeszcze niewielki fragmencik szczytu budynku ołtarza, w którym się msza polowa odbywała podczas tej uroczystości. I wreszcie w głębi taka prostopadłościenna forma, która wiele pytań wzbudzała. Jest to mianowicie znajdujący się tam wtedy hangar lotniczy. Zbudowali go w lipcu 1913 roku jako największy, drewniany, hangar w Europie. W lipcu 1920 roku zajął ten hangar Morski Dywizjon Lotniczy. A nad całością góruje, usiane obłokami, typowe dla Fałata, niebo.

Pierścienia nie widać... Ewentualnie gdzieś jest, ale trudno go dostrzec.

Pierścienia nie widać, bo płótno - troszkę na przekór tytułowi - nie przedstawia samego momentu zaślubin, kiedy generał Haller wrzucił pierścień do Bałtyku. Przedstawia moment, kiedy poświęconą wcześniej banderę wciągnięto na maszt i wszyscy obecni, jakby oddają jej salut. Z relacji świadków wiemy, że tam był salut artyleryjski, ale artyleria musiała być siłą rzeczy, gdzieś dalej umieszczona. Jej na obrazie nie widać. Widać natomiast, że wszyscy obecni podnoszą czapki, ręce, chorągiewki i jakby oddają hołd tej biało-czerwonej banderze. Patrzą na nią także te istoty z pierwszego planu, o których mówiliśmy wcześniej.