Dziś mija 20 lat od przyznania Wisławie Szymborskiej literackiej nagrody Nobla. 3 października 1996 roku poetka w swoim pokoju w Domu Pracy Twórczej Astoria w Zakopanem pisała akurat wiersz, kiedy wywołano ją do telefonu. Dzwonił pracownik Akademii Szwedzkiej, aby oficjalnie zawiadomić ją o wyróżnieniu.

Dziś mija 20 lat od przyznania Wisławie Szymborskiej literackiej nagrody Nobla. 3 października 1996 roku poetka w swoim pokoju w Domu Pracy Twórczej Astoria w Zakopanem pisała akurat wiersz, kiedy wywołano ją do telefonu. Dzwonił pracownik Akademii Szwedzkiej, aby oficjalnie zawiadomić ją o wyróżnieniu.
Wisława Szymborska na zdjęciu z 1996 roku /TVP/PAP/Andrzej Głuc /PAP

Szymborska odpowiedziała pracownikowi Akademii, że nie wie, co robić w tej strasznej sytuacji i że "nawet w Tatry uciec nie może, bo jest zimno i pada deszcz". Do rozpoczętego tego dnia wiersza powróciła dopiero trzy lata później.

Nazwisko Szymborskiej pojawiało się w gronie kandydatów do Nobla już kilka lat wcześniej, ale kiedy w 1995 roku nagrodę otrzymał irlandzki poeta Seamus Heaney, poetka poczuła się bezpiecznie. Nikt nie oczekiwał, że dwa razy pod rząd nagroda zostanie przyznana poetom. Szymborską nagrodzono za "za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości", co Stanisław Lem skomentował: "Wiśce się ten Nobel po prostu należał".

Do Astorii zbiegli się dziennikarze, z którymi Szymborska podzieliła się wątpliwościami, czy sprosta ceremoniałowi. Całe moje usposobienie jest inne, przeciwne tego rodzaju kontaktom, a przecież nie zawsze będę umiała odmówić. Wolałabym mieć sobowtóra. Sobowtór byłby młodszy ode mnie o jakieś dwadzieścia lat, pozowałby do zdjęć, potem wyglądałby korzystniej niż ja. Sobowtór by jeździł, sobowtór by udzielał wywiadów, a ja bym sobie pisała - mówiła dodając, że czuje się jednocześnie przerażona, oszołomiona, zdumiona i zachwycona. Na zwołanej naprędce w hallu Astorii konferencji prasowej mówiła: "Mam nadzieję, że nie przewróci mi się w głowie".

Potem Szymborska zeszła do jadalni, gdzie próbowała zjeść zupę koperkową, ale wywołano ją do telefonu. Dzwonił Czesław Miłosz z gratulacjami i wyrazami współczucia, twierdząc, że zna ciężar brzemienia, które spadło na barki poetki. Do końca pobytu w Astorii Szymborskiej nie udało się zjeść nic ciepłego. W dodatku poetka nie miała w pokoju łazienki i do toalety musiała się przedzierać przez tłumek fotoreporterów i dziennikarzy.

"Do radości, spowodowanej tak wysokim wyróżnieniem dołącza się i zakłopotanie"

Już 5 października Szymborska była tak zmęczona zainteresowaniem mediów, że wysłała oświadczenie dla Polskiej Agencji Prasowej. Jak wszyscy moi znakomici poprzednicy, również i ja nie mam wprawy w odbieraniu Nagrody Nobla, dlatego do radości, spowodowanej tak wysokim wyróżnieniem dołącza się i zakłopotanie (...) - pisała poetka dodając, że jest już bardzo zmęczona udzielaniem setek wywiadów. Byłabym bardzo zobowiązana środkom masowego przekazu, aby to moje pisemne oświadczenie na razie im wystarczyło. Z góry dziękuję - zakończyła.

By chronić swoją prywatność Szymborska pospiesznie zatrudniła nowego sekretarza Michała Rusinka, którego pierwszym posunięciem było przecięcie kabla ciągle dzwoniącego telefonu (gniazdko było za regałem, co utrudniało wyciągnięcie wtyczki).


"Biedna Wisława" - użalali się nad nią przyjaciele jesienią 1996 roku, a Bronisław Maj określił decyzję Szwedzkiej Akademii, jako "tragedię sztokholmską". Tylko profesor Tadeusz Chrzanowski oświadczył surowo: "Jak się pisze tak dobre wiersze, trzeba się liczyć z Nagrodą Nobla, a z tym już związane są różne powinności".

"Dopiero teraz zrozumiałam mit o Orfeuszu, którego rozszarpały zakochane w jego grze bachantki"

W drodze do Sztokholmu Szymborska z przyjaciółką Teresą Walas rozważały sterroryzowanie załogi, porwanie samolotu i skierowanie go na południe, by przeczekać uroczystości w ciepłych krajach. Przemówienie noblowskie polskiej poetki było najkrótszym wystąpieniem tego rodzaju w historii nagrody. Wysoko cenię sobie dwa małe słowa nie wiem. Małe, ale mocno uskrzydlone - powiedziała między innymi.

Następnego dnia poetka była tak zmęczona oficjalnymi uroczystościami, że ogłosiła strajk, odmówiła dalszych spotkań i podpisywania książek. Dopiero teraz zrozumiałam mit o Orfeuszu, którego rozszarpały zakochane w jego grze bachantki. Okazuje się, że to wcale nie jest metafora - mówiła.

Na przyjęciu noblowskim na 1250 osób Szymborska siedziała obok króla Karola Gustawa XVI, którego udało jej się wyciągnąć na papierosa. Na ich wspólne zdjęcie z papierosami w ręku władze szwedzkie nałożyły embargo, aby nie gorszyć poddanych.

Konieczność wystąpień publicznych i popularność związana z Noblem okazała się tak ciężka do zniesienia, że przyjaciele Szymborskiej dzielili jej życie na dwa etapy: przed i po "tragedii sztokholmskiej". Jednak przyjaciel poetki Jerzy Illg w książce "Mój Znak" podsumował jej postawę w tych trudnych chwilach: "Zniosła to z godnością".

Na Domu Pracy Twórczej im. Stefana Żeromskiego Astoria w Zakopanem zawisła tablica "W tym domu 3 października 1996 roku Wisławę Szymborską zaskoczyła wiadomość o Nagrodzie Nobla". Medal noblowski po śmierci poetki stał się własnością Uniwersytetu Jagiellońskiego i jest przechowywany w Muzeum UJ - Collegium Maius. 3,5 mln zł - niemal nienaruszona przez poetkę kwota noblowskiej nagrody - zasiliła konto Fundacji Wisławy Szymborskiej, która przyznaje zapomogi pisarzom i tłumaczom w trudnej sytuacji życiowej oraz międzynarodową literacką Nagrodę Wisławy Szymborskiej.

(mn)