​Indyjski żołnierz został uratowany spod śniegu po sześciu dniach od zejścia potężnej lawiny na bazę wojskową znajdującą się na lodowcu Sjaczen w Karakorum, w spornym rejonie Kaszmiru - donosi brytyjski "The Independent". W tragedii zginęło dziewięciu wojskowych. Lance Naik Hanumanthappa Koppad także został uznany za zmarłego. Dowódcy jego odnalezienie, po tak długim czasie, nazywają cudem.

Indyjskie wojsko uznało, że znalezienie ocalałych jest już prawie niemożliwe. W poniedziałek w poszukiwaniach wykorzystano jednak psy tropiące, które odnalazły żywego żołnierza pod śniegiem, na głębokości prawie 8 metrów. Mężczyzna trafił do szpitala w Delhi. Jest w stanie krytycznym. Mamy nadzieję, że to nie koniec cudów - mówi lokalny dowódca generalny, który potwierdził, że spod lawiny wyciągnięto także ciała dziewięciu zmarłych wojskowych.

Z domu w południowej części Indii przyjechała już do Delhi rodzina uratowanego. Szpital odwiedził też premier Narendra Modi.

Cztery lata temu w lawinie zginęło 129 osób

Lodowiec Sjaczen leży we wschodniej części Kaszmiru - regionu, o który od lat spierają się Indie i Pakistan. Według indyjskich władz od 1984 roku z powodu żywiołów zginęło tam prawie 900 żołnierzy tego kraju. W tym samym czasie śmierć poniosły tam też setki wojskowych z Pakistanu. Aż 129 osób zginęło w potężnej lawinie w 2012 roku.

Żołnierze patrolujący teren muszą sobie radzić w warunkach ekstremalnego zimna i huraganowego wiatru. Z powodów ekonomicznych, wycofanie wojsk z tego terenu byłoby korzystne dla obu stron. Mimo rozmów o demilitaryzacji regionu, Pakistan i Indie wciąż nie mogą jednak dojść w tej sprawie do porozumienia.

The Independent