Rząd Wysp Owczych zdecydował, że w tym roku podczas tradycyjnego polowania na delfiny zabitych zostanie 500 sztuk. To skutek fali krytyki po zeszłorocznej rzezi. Tylko jednego dnia mieszkańcy zabili ponad 1400 tych ssaków morskich. Stado zostało zapędzone do największego fiordu na Północnym Atlantyku i zarżnięte nożami.

Coroczne polowanie na delfiny, zwane grindadráp, to na Wyspach Owczych tradycja sięgająca czasów wikingów, którzy osiedlili się tam w VIII wieku.

Polega na polowaniu na ssaki morskie, głównie wieloryby, ale w zeszłym roku jednego dnia zabito 1400 delfinów, co było niechlubnym "rekordem" w historii Wysp Owczych.

Poprzedni niechlubny "rekord" zanotowano w 1940 roku - wtedy zabito 1200 sztuk, w 1879 roku było to 900 sztuk.

Do miejscowego rządu wpłynęła petycja z prawie 1,3 mln podpisów wzywających do zakazu tradycyjnych polowań. Obrońcy praw zwierząt od dawna potępiają polowania, uznając rzeź za okrutną i niepotrzebną.

Myśliwi wypatrują zwierzę i rybackimi łodziami zapędzają je do zatoki. Żeby wyciągnąć walenie na brzeg, w otwory oddechowe wbijają im tępe haki. Gdy ssaki są już wystarczająco blisko brzegu, przyłączają się kolejni mieszkańcy.

Przybrzeżna masakra gromadzi tłumy gapiów, często dzieci, które przypatrują się rzezi. Po zapędzeniu grindwali do brzegu, zwierzęta zabijane są specjalnymi nożami. Mięso z waleni jest później rozdzielane między mieszkańców.

Na skutek powszechnej krytyki Wyspy Owcze zdecydowały o tymczasowym ograniczeniu kontrowersyjnego polowania do 500 sztuk rocznie.

Mieszkańcy Wysp Owczych, terytorium autonomicznego należącego do Danii, szeroko popierają polowania. Argumentują, że żywili się delfinami przez wieki.