Władze Mołdawii odmówiły rosyjskim obserwatorom OBWE akredytacji na niedzielne wybory parlamentarne. Decyzja wywołała ostrą reakcję Moskwy, która wezwała na konsultacje swojego ambasadora w Kiszyniowie. Premier Dorin Recean i prezydent Maia Sandu ostrzegają, że Rosja wydaje setki milionów euro, by wpłynąć na wynik głosowania i destabilizować kraj.
W środę mołdawskie władze oficjalnie odmówiły akredytacji rosyjskim obserwatorom Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), którzy mieli monitorować zbliżające się wybory parlamentarne. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych określiło tę decyzję jako "skandaliczną" i stwierdziło, że "podważa ona zaufanie do legalności i przejrzystości wyborów".
W odpowiedzi na działania Kiszyniowa, Rosja wezwała swojego ambasadora w Mołdawii na konsultacje. Tymczasem w kraju przebywają już polscy obserwatorzy OBWE.
Podczas środowego posiedzenia rządu premier Dorin Recean oskarżył Kreml o próbę "przejęcia władzy w Kiszyniowie" oraz "naruszenie suwerennej woli" Mołdawian. To nie jest zwykła bitwa wyborcza. To oblężenie naszego kraju - cytuje premiera agencja AP.
Recean zarzucił rosyjskim władzom prowadzenie szeroko zakrojonych działań mających na celu osłabienie poparcia dla proeuropejskiej Partii Działania i Solidarności (PAS), która wygrała poprzednie wybory w 2021 roku. Obecnie ugrupowanie prezydent Mai Sandu rywalizuje z prorosyjskim Wyborczym Blokiem Patriotycznym (BEP), na czele którego stoi Partia Socjalistów byłego prezydenta Igora Dodona.
Prezydent Mołdawii Maia Sandu oskarżyła w poniedziałek Rosję o próby wpływania na wynik wyborów parlamentarnych, zaplanowanych na 28 września. Według niej Moskwa kupuje głosy za "setki milionów euro".
Według mołdawskich władz, Rosja prowadzi akcję przekupywania wyborców, cyberataki na infrastrukturę krytyczną (ponad 1000 ataków w tym roku) oraz kampanię dezinformacyjną w internecie, mającą wpłynąć na postawy wyborców.
We wtorek mołdawska policja przeprowadziła 250 rewizji w całym kraju, zatrzymując 74 osoby podejrzane o próby wpływania na wynik głosowania. Akcja była częścią śledztwa dotyczącego domniemanego, wspieranego przez Rosję planu wzniecenia "masowych zamieszek" i destabilizacji kraju przed niedzielnymi wyborami.


