Wielki balon, stanowiący część eksperymentalnego systemu obrony powietrznej Stanów Zjednoczonych, zerwał się z uwięzi i poleciał na wysokości blisko 5 tysięcy metrów nad wschodnimi stanami USA - podały amerykańskie źródła wojskowe. Wysłano za nim dwa myśliwce F-16. Ostatecznie spadł na ziemię.

Balon wypełniony mieszaniną helu i powietrza zerwał się z uwięzi po południu czasu polskiego w stanie Maryland. Godzinę później dryfował już nad Pensylwanią. Śladem aerostatu długości 74 metrów wysłano dwa myśliwce F-16 - podało Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej (NORAD). W komunikacie sprecyzowano, że wojsko jest w ścisłym kontakcie z agencją kontroli przestrzeni powietrznej (FAA), by zapewnić bezpieczeństwo ruchu lotniczego.

Ostatecznie balon spadł na ziemię w hrabstwie Montour w Pensylwanii, na terenach wiejskich. Nie ma informacji, by przy tej okazji wyrządził jakieś szkody, ale wcześniej, ciągnąc za sobą kabel zasilający długości 3 kilometrów, uszkodził szereg linii energetycznych i pozbawił prądu tysiące mieszkańców.

System JLENS, którego balon jest częścią, służy do szybkiego wykrywania i dokładnego śledzenia w przestrzeni powietrznej pocisków manewrujących, załogowych i bezzałogowych samolotów, a także okrętów, pojazdów na ziemi i innych zagrożeń.

(MRod)