Dziesięć dni po uroczystym otwarciu - dokonanym zresztą na trzy miesiące przed terminem - zawalił się wiadukt na drodze krajowej między Palermo a Agrigento na Sycylii. Nikt nie ucierpiał, bo już tydzień po przecięciu wstęgi odcinek ten został prewencyjnie zamknięty.

Wiadukt, którego budowa kosztowała 13 milionów euro, został uroczyście otwarty 23 grudnia. Zarząd dróg z dumą podkreślał wtedy, że przeprawę udało się ukończyć w rekordowo krótkim czasie - kwartał wcześniej, niż planowano. Niewielu kierowców zdążyło jednak wiaduktem przejechać, bo już 30 grudnia padł tam kolejny rekord.

Ten sam zarząd dróg - po inspekcji i wykryciu niepokojących pęknięć nawierzchni - stwierdził, że istnieje ryzyko zawalenia się nowego odcinka trasy. Dlatego wiadukt został zamknięty.

Trzy dni później konstrukcja obsunęła się, a na jej środku pojawiła się ogromna, głęboka szczelina.

Dyrekcja dróg nie ma wątpliwości, że winę za to ponosi wykonawca, czyli firma z okolic Rawenny na północy Włoch.

Prokuratura na Sycylii wszczęła już śledztwo ws. katastrofy budowlanej. Na poniedziałek zapowiedziano kontrole techniczne, które mają przynieść odpowiedź na pytanie o przyczyny groźnego obsunięcia się nowego odcinka drogi, od dawna zresztą uważanej za najbardziej niebezpieczną na całej wyspie.

Irytacji nie krył premier Włoch Matteo Renzi, który zwrócił się do zarządu dróg o wskazanie winnego. Zapłaci za to całą sumę - podkreślał szef rządu. Ostrzegł również, że "skończyły się czasy, kiedy za błędy nikt nigdy nie odpowiadał".

Minister infrastruktury Maurizio Lupi ocenił zaś, że to wydarzenie jest "niepojęte i niedopuszczalne". W komunikacie wskazał po kolei wszystkich winnych: To ci, którzy źle zbudowali wiadukt, ci, którzy nie dopilnowali, by prace wykonano tak, jak należy, i ci, którzy zgodzili się na oddanie go do użytku.

Pod znakiem zapytania stanęły dalsze prace w ramach realizacji przez tego samego wykonawcę projektu, przewidującego budowę 34-kilometrowego odcinka drogi. Łączny koszt tej inwestycji to 295 milionów euro.

(edbie)