Aresztowani przez FBI podczas operacji antyterrorystycznej szukali wsparcia u Al-Kaidy – poinformowali przedstawiciele władz federalnych. 7 zatrzymanych miało przygotowywać zamach na wieżowiec Sears Tower w Chicago oraz na budynek władz federalnych w Miami.

Wszystkich ujęto dzięki informacjom od współpracownika FBI, podającego się za przedstawiciela Al-Kaidy. Jednak amerykański prokurator generalny zapewnił, że nie było faktycznego zagrożenia, ponieważ spiskowcy byli tylko na etapie planowania; nie dysponowali żadnymi materiałami wybuchowymi.

Wśród zatrzymanych w wieku od 22 do 32 lat jest dwóch Haitańczyków, z których jeden przebywał w USA nielegalnie. Mężczyźni stanęli już przed sądem. Postawiono im zarzut usiłowania przeprowadzenia ataku terrorystycznego na najwyższy budynek w USA.

Sposób, w jaki doszło do aresztowania, budzi jednak kontrowersje. Agenci federalni – jak twierdzą ich krytycy – coraz częściej sami stwarzają zagrożenie, by potem móc mu zapobiec. Tak było i tym razem. 7 zbuntowanych mężczyzn zgodziło się bowiem przeprowadzić atak i ślubowało wierność Al-Kaidzie, bo namówił ich do tego działający pod przykrywką oficer FBI.

Podobna sprawa miała ostatnio miejsce w Nowym Jorku. 23-letni Pakistańczyk został skazany na 10 lat za zaplanowanie zamachu, który wymyślił agent federalny. Funkcjonariusz długo namawiał do tego chłopaka, a gdy ten wreszcie się zgodził, zakuł go w kajdanki.

Prowokacje FBI dotyczą jednak nie tylko terroryzmu – agenci założyli ostatnio fikcyjne biuro, które nielegalnie sprzedawało zielone karty, po czym aresztowali klientów.