Feministki z ukraińskiego ruchu Femen, znowu chcą protestować na Białorusi. Kobiety oskarżają tamtejsze KGB o porwanie i torturowanie trzech działaczek tej organizacji.

Obiecujemy, że będzie druga akcja, już ją planujemy - powiedziała Inna Szewczenko, jedna z aktywistek Femenu.

W poniedziałek trzy przedstawicielki ukraińskiego ruchu feministycznego protestowały przed budynkiem KGB w Mińsku. Chciały w ten sposób wyrazić solidarność z opozycją w rocznicę stłumienia protestu po wyborach 19 grudnia ubiegłego roku. Były rozebrane od pasa w górę i a w rękach trzymały transparent "Wolność więźniom politycznym" oraz "Niech żyje Białoruś".

Dzień po proteście jedna z aktywistek ruchu Femen poinformowała, że kobiety zostały zatrzymane przez milicję i KGB na dworcu kolejowym w Mińsku, i zostały wywiezione do lasu. Tam zostały oblane olejem i zmuszone do rozebrania się. Były też torturowane. Wszystko miało zostać nagrane przez funkcjonariuszy KGB.

Feministkom pomogli ukraińscy dyplomaci. Wróciły do kraju w nocy z wtorku na środę. Odwiózł je samochodem konsul ukraiński z Mińska.

Szef KGB na Białorusi Wadzim Zajcau nazwał "incydent" z feministkami "ordynarną prowokacją". Zapewnił, że jego ludzie działaczek ruchu "nie dotykali". Dodał, że mogą one opowiadać, co im się podoba, ale podawana przez nie wersja wypadków jest "ich wymysłem".