Od 60 lat Rosjanie głowią się nad zagadkową śmiercią dziewięciorga uczestników wyprawy w góry Uralu. Organizacja zajmująca się upamiętnianiem śmierci tzw. grupy Diatłowa twierdzi, że dotarła do dokumentów rzucających nowe światło na sprawę.

Grupa ogłosiła, że 2 lutego - w 60. rocznicę tragedii - przedstawią na konferencji w Jekaterynburgu dokumenty, z których wynika, że prokuratura od początku wiedziała o śmierci studentów. Nowe dokumenty mają pochodzić z archiwum byłego śledczego Władimira Korotajewa, które niedawno odkryto.

W archiwum odnaleziono m.in. notatkę ówczesnego prokuratora Wasilija Tempalowa wysłaną do jego asystenta. Wiadomość była nadana 15 lutego 1959 roku. Tempalow napisał w niej, że udaje się Swierdłowska (dzisiejszego Jekaterynburga) "w związku z dochodzeniem kryminalnym w sprawie śmierci turystów". Aktywiści badający zdarzenie zauważają, że oficjalne poszukiwania wszczęto dopiero 20 lutego, a namiot odnaleziono 26 lutego. Ciał z kolei szukano do maja.

Prokuratura wiedziała o śmierci grupy, zanim zaczęli jej szukać. Oznacza to, że wykonywano pewne operacje na przełęczy - powiedział w rozmowie z RIA Nowosti szef funduszu pamięci grupy Diatłowa Jurij Kuncewicz. Według niego miejsce, do którego dotarli ratownicy było "inscenizacją", a zwłoki były specjalnie ułożone. Mieli miesiąc, by ukryć ślady - powiedział Kuncewicz.

Według przewodniczącego funduszu, grupa Diatłowa zginęła w rezultacie testów nowego systemu rakietowego. Stało się to 1,5 km od miejsca, w którym ich znaleziono. Wynieśli ich z namiotu i przenieśli - mówi.

Grupa studenta piątego roku Wydziału Radiotechnicznego uniwersytetu w Swierdłowsku Igora Diatłowa wyruszyła 23 stycznia 1959 roku. Początkowo liczyła dziesięć osób, jednak po kilku dniach jeden ze studentów źle się poczuł i zawrócił. Pozostałej dziewiątki nikt już nie widział żywych. Według śledczych, zmarli w nocy z 1 na 2 lutego.

Namiot grupy - rozcięty nożem - odnaleziono 26 lutego na przełęczy, dzisiaj nazywanej Przełęczą Diatłowa. Poszukiwania ciał trwały do maja.

Uwagę ratowników zwróciły dość niezwykłe obrażenia uczestników wyprawy. Jedna ze studentek miała połamane żebra i przebite serce. Dwie osoby miały pęknięte czaszki, a jedna poważne oparzenia. Jedne zwłoki były pozbawione oczu i języka, a według świadków niektóre osoby miały "dziwnie ceglasty" kolor skóry i zaschniętą pianę wokół ust.

Niektórzy studenci byli także częściowo rozebrani.

Przez lata powstało wiele teorii dotyczących okoliczności śmierci grupy Diatłowa. Twierdzono, że mogli zginąć w wyniku lawiny, inni twierdzili, że zostali rytualnie zabici przez członków ludu Mansów. Były także szalone teorie, zarzucające winę kosmitom lub rosyjskiemu Yeti.