Z powodu suszy wybuchła szwajcarsko-francuska „wojna o wodę” – alarmują nadsekwańskie media. Władze w Paryżu protestują przeciwko kradzieżom wody przez szwajcarską armię, która wysłała w tym celu wojskowe helikoptery w rejon jeziora we francuskim departamencie Jura. W specjalnym komunikacie szef sztabu szwajcarskich sił zbrojnych przeprasza i przyznaje, że chodziło o nielegalne akcje.

Alarm podnieśli mieszkańcy gminy Les Rousses przy granicy ze Szwajcarią, którzy zobaczyli szwajcarskie helikoptery wojskowe regularnie przylatujące do pobliskiego jeziora. Maszyny - bez lądowania - pobierały z niego wodę do dużych zbiorników spuszczanych na linach, tuż koło kąpiących się turystów. Żandarmeria wszczęła śledztwo, a francuskie władze zażądały od Szwajcarii wyjaśnień.

Okazało się, że woda przeznaczona była dla cierpiących z powodu suszy szwajcarskich krów na pobliskich górskich pastwiskach. Rozgniewało to francuskich rolników, którym - również z powodu suszy - nakazano drastyczne ograniczenie nawadniania pól uprawnych pod groźbą wysokich grzywien.

Szef sztabu szwajcarskiej armii wyjaśnia, że chodzi o nieporozumienie spowodowane niewłaściwą interpretacją umowy o współpracy w dziedzinie obrony pomiędzy oboma krajami. Na mocy tego dokumentu szwajcarskie samoloty i helikoptery mogą przelatywać nad terytorium Francji. W tekście porozumienia widnieje zapis, że dotyczy to m.in. samolotów i helikopterów transportujących wodę. Nie ma jednak żadnego zapisu, który umożliwiałby szwajcarskiej armii pobieranie wody we francuskich jeziorach.

Według szefa sztabu szwajcarskich sił zbrojnych żołnierze pobierali najpierw wodę z pobliskich szwajcarskich jezior, ale francuskie jezioro Lac des Rousses było... bliżej. Zamieszanie zwiększył jednak fakt, że szwajcarskie władze kantonalne podały inny powód. Stwierdziły, że tamtejsze krowy pasące się na wysokości około 1500 m.n.p.m. - choć były spragnione - nie chciały pić wody z rodzimych jezior, bo nie przypadł mi do gustu jej smak i kolor.

(mn)