Coraz większy skandal wokół książki szofera, który pracował dla Yvesa Saint Laurenta i jego partnera Pierre'a Berge. Autor ujawnia, że w ich willi w Marrakeszu w Maroku aż roiło się od młodzieńców, którzy mieli m.in. zaspokoić potrzeby seksualne dyktatora mody. Były szofer twierdzi, że członkowie personelu dopuszczali się pedofilii.

Coraz większy skandal wokół książki szofera, który pracował dla Yvesa Saint Laurenta i jego partnera Pierre'a Berge. Autor ujawnia, że w ich willi w Marrakeszu w Maroku aż roiło się od młodzieńców, którzy mieli m.in. zaspokoić potrzeby seksualne dyktatora mody. Były szofer twierdzi, że członkowie personelu dopuszczali się pedofilii.
Yves Saint-Laurent i Pierre Berge na zdjęciu z 2006 roku / /ABACA /PAP/EPA

Fabrice Thomas, były szofer Yvesa Saint Laurenta oraz jego kochanka, biznesmena-milionera Pierre’a Berge ujawnia, że by dostać pracę, musiał zgodzić się na brutalne relacje seksualne. Twierdzi m.in., że Pierre Berge - nieżyjący już szef domu mody Saint Laurenta i współwłaściciel lewicowego dziennika "Le Monde", który wspierał Emmanuela Macrona w wyborach prezydenckich - miał ciągoty sadystyczne. Były szofer twierdzi, że Berge m.in. zakładał mu psią smycz i biczował do krwi.

W Maroku natomiast Yves Saint Laurent i Pierre Berge korzystali - według byłego szofera - z usług seksualnych nieprzebranych ilości młodzieńców. 

Już wcześniej jeden z francuskich księży, który przebywał w Marrakeszu, twierdził na łamach tygodnika "VSD", że w rezydencji Saint Laurenta i Berge dochodziło do "prostytucji nieletnich". Fabrice Thomas twierdzi, że widział członka personelu sławnego projektanta mody, który - w parku koło rezydencji - płacił za usługę seksualną dziecku.

(j.)