Co najmniej trzy osoby zmarły w wyniku największej od 50 lat śnieżycy, która w nocy z czwartku na piątek przeszła przez Hiszpanię. Burza śnieżna Filomena uwięziła w samochodach ponad 2 tys. kierowców.

Rano do wsparcia w odśnieżaniu ponad 600 dróg w całym kraju skierowano wojsko oraz żandarmerię. Najwięcej mundurowych pracuje na terenie wspólnot autonomicznych Madrytu, Aragonii, Walencji, Kastylii-La Manchy, a także Kastylii i Leonu.

Żołnierze i żandarmi pomagają też w ewakuacji osób w samochodach, w tym ok. 500 tirach, stojących w gigantycznych korkach na zasypanych śniegiem trasach.

Dotychczas udało nam się wydobyć z pojazdów ponad 1500 osób. Zdecydowana większość samochodów unieruchomionych przez śnieżycę jest już pusta - powiedział na konferencji prasowej szef MSW Fernando Grande-Marlaska.

Jednym z najbardziej dotkniętych przez żywioł regionów jest stołeczna aglomeracja. W korkach spowodowanych zalegającym na jezdni śniegiem ugrzęzło ponad 200 pojazdów.

Nad ranem pod Madrytem znaleziono przysypane śniegiem ciało mężczyzny. Zmarł z wychłodzenia organizmu.

Dwie inne osoby, które zmarły wskutek załamania się pogody, to małżeństwo, które podróżowało samochodem w okolicach Malagi. Auto zostało porwane przez wezbraną rzekę, która wdarła się na jedną z dróg.

Z powodu chaosu komunikacyjnego spowodowanego śnieżycą władze wspólnot autonomicznych Madrytu i Kastylii-La Manchy odwołały zajęcia lekcyjne do środy. W stolicy zamknięto również wszystkie linie metra.

Załamanie się pogody doprowadziło też do licznych awarii sieci energetycznych. Dziś bez prądu zostało prawie 30 tys. osób w środkowej i wschodniej Hiszpanii.