Po tym, jak Komisja Europejska ogłosiła, że wszczyna dochodzenie przeciwko Gazpromowi, drastycznie wzrosło napięcie w stosunkach między obiema potęgami. "Odkąd Bruksela wzięła na celownik rosyjskiego giganta, rosyjscy szpiedzy są tak samo aktywni w Brukseli jak za czasów zimnej wojny, szczególnie w dziedzinie polityki energetycznej" - donosi europejski portal Eu-Observer.

Eurodeputowany Konrad Szymański potwierdza, że w Brukseli wyczuwa się wzmożoną aktywność rosyjskiego lobbingu. Sytuacji nie łagodzą nawet usilne starania Komisji Europejskiej, która robi wszystko, by zmniejszyć polityczny kontekst dochodzenia.

Jak tłumaczy Antoine Colombani, rzecznik komisarz ds. konkurencji, Komisja działa w interesie krajów z Europy Środkowo-Wschodniej. Nieoficjalnie mówi się, że na klauzule wymuszane w kontraktach Bruksela zwróciła uwagę po raz pierwszy podczas nieudolnego negocjowania przez ministra Pawlaka umowy gazowej. Od tego czasu zbierała dowody w sprawie rosyjskiego giganta. Materiałów miała dostarczyć im m.in. inspekcja w firmach handlujących z Gazpromem.

Naszym celem jest zapewnienie jak najbardziej otwartego, konkurencyjnego rynku z najlepszymi cenami w waszych krajach - tłumaczy rzecznik. Jego zdaniem, ceny gazu w Polsce powinny być niższe. W kuluarach mówi się także, że niemieckie firmy chcą być dostawcami na rynku Europy Środkowo-Wschodniej, a Gazprom im to uniemożliwia. Jeżeli więc Gazprom przegra, to nie tylko będzie musiał dostosować ceny do żądań KE, ale także zapłaci gigantyczną karę - prawie 10 mld euro.

Inspektorzy sprawdzają rosyjski koncern

Wczoraj Komisja Europejska wszczęła dochodzenie antymonopolowe ws. Gazpromu. Inspektorzy sprawdzają, czy rosyjski koncern gazowy nie blokuje konkurencji na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej.

O nadchodzącej kontroli mówiło się już rok temu. Pod koniec września 2011 roku Komisja Europejska poinformowała, że jej pracownicy rozpoczęli niezapowiedziane wizyty w 20 firmach zajmujących się dostawami, przesyłem i magazynowaniem gazu w 10 krajach Europy Środkowo-Wschodniej. KE badała możliwe praktyki zagrażające konkurencji. Sugerowano, że może chodzić o spółki związane z Gazpromem. Zabezpieczono wtedy dokumenty w biurach spółek m.in. w Czechach i w Niemczech. Problemy mieli również importerzy gazu - m.in polskie PGNiG, które kupowało surowiec od Rosjan.

Rosyjski monopolista wielokrotnie odrzucał podejrzenia o łamanie prawa antymonopolowego. Szefowie spółki za każdym razem podkreślali, że sam fakt kontroli nie oznacza, że doszło do złamania prawa.

Justyna Satora