W oddziale sił specjalnych milicji w Moskwie doszło do buntu. Funkcjonariusze jednego z batalionów wysłali list do prezydenta Rosji, opisujący korupcyjne praktyki w tej elitarnej formacji, której głównym zadaniem jest tłumienia protestów obywateli.

Pod listem podpisało się 10 chorążych i podoficerów. Jego kopie funkcjonariusze wysłali m.in. do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Prokuratury Generalnej i szefa Głównego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Moskwie, generała Władimira Kołokolcewa. Ponieważ znikąd nie otrzymali odpowiedzi, o swoich zarzutach wobec zwierzchników opowiedzieli tygodnikowi "Nowoje Wriemia".

OMON-owcy skarżą się, że niekiedy zmuszani są do pracy przez 10-15 dni z rzędu po 17-20 godzin bez obiadu. Dowódca batalionu, pułkownik Siergiej Jewtikow, domaga się, by na każdego dyżurującego funkcjonariusza codziennie przypadało co najmniej po trzech zatrzymanych. W przeciwnym razie pozbawia premii lub dodatków do pensji. Co więcej, ich zdaniem w 2008 r. co najmniej dziewięciu oficerów miało nielegalnie zdobyte dyplomy dokumentujące wykształcenie. Aby zostać dowódcą kompanii trzeba było zapłacić dowódcy batalionu 5 tys. dolarów.

Siły OMON-u w Moskwie liczą około 2 tysięcy funkcjonariuszy. Ich podstawowa pensja to 15-16 tys. rubli (ok. 500 dolarów). Do tego dochodzi dodatek od burmistrza stolicy Jurija Łużkowa w wysokości 10 tys. rubli. Na emeryturę przechodzą po odsłużeniu 13 lat.

Opowieść OMON-owców z Moskwy, to już kolejne w serii wystąpień milicjantów i prokuratorów, w których ci demaskują korupcję i niekompetencję swoich zwierzchników. Akcję tę na początku listopada zeszłego roku zapoczątkował major Aleksiej Dymowski z Urzędu Spraw Wewnętrznych w Noworosyjsku na południu Rosji, opowiadając w swoim wideoblogu o nadużyciach, do jakich - według niego - tam dochodzi. 22 stycznia został aresztowany pod zarzutem oszustwa i nadużycia stanowiska służbowego.