Miesiąc po zamachu stanu w Mjanmie wojsko stara się wykluczyć możliwość powrotu do władzy demokratycznie wybranej przywódczyni Aung San Suu Kyi. W poniedziałek postawiono jej kolejny zarzut. Tymczasem w kraju nie ustają protesty, mimo że władze brutalnie je tłumią.

Suu Kyi po raz drugi stanęła w poniedziałek przed sądem poprzez wideołącze. Jej adwokat przekazał, że postawiono jej kolejny, trzeci już zarzut kryminalny. Dotyczy on złamania wprowadzonych w czasach kolonialnych przepisów zakazujących publikowania informacji "powodujących strach lub zaniepokojenie" w społeczeństwie.

Podczas rozprawy Suu Kyi wyglądała zdrowo, choć być może straciła na wadze. Prosiła o możliwość widzenia z prawnikami - powiedział agencji Reutera adwokat Min Min Soe.

W tym samym czasie na ulicach Rangunu, największego miasta Mjanmy, po raz kolejny odbywały się masowe demonstracje przeciwko władzy wojska. Policja użyła przeciw protestującym granatów hukowych i gazu łzawiącego - przekazali świadkowie.

Nie pojawiły się doniesienia o ofiarach śmiertelnych w poniedziałek, ale dzień wcześniej od policyjnych kul zginęło według ONZ 18 osób. Był to najtragiczniejszy dzień trwających od blisko miesiąca protestów, a miejscowe media piszą o "krwawej niedzieli" w Mjanmie.

Policja wcześniej oskarżyła Suu Kyi o posiadanie sześciu nielegalnie sprowadzonych do kraju krótkofalówek oraz złamanie restrykcji koronawirusowych. Oba te zarzuty zagrożone są karą trzech lat więzienia. Kolejna rozprawa ma się odbyć 15 marca.

Według japońskiego tygodnika "Nikkei Asian Review" władze będą prawdopodobnie przedłużały proces Suu Kyi, by przetrzymywać ją w areszcie. Jeśli zostanie uznana za winną i skazana, może przebywać w więzieniu w czasie zapowiadanych przez juntę nowych wyborów.

Partia Suu Kyi, Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD), odniosła wysokie zwycięstwo w listopadowych wyborach parlamentarnych. Armia twierdzi jednak, że były one sfałszowane. Po zamachu stanu wojsko ogłosiło stan wyjątkowy na okres roku i zapowiedziało przeprowadzenie kolejnych wyborów, ale nie ustaliło konkretnej daty.

Rzecznik wojskowego rządu Zaw Min Tun powiedział tymczasem dziennikarzom japońskiej korporacji Nikkei, że władze postanowiły zlikwidować stanowisko radcy stanu - de facto szefa rządu - które formalnie zajmowała Suu Kyi.

Po zwycięstwie NLD wyborach z 2015 roku Suu Kyi nie mogła zostać oficjalnie głową państwa z powodu ograniczeń konstytucyjnych narzuconych przez armię. Partia obeszła te ograniczenia, tworząc dla Suu Kyi funkcję radcy stanu, dzięki czemu w praktyce stała ona ponad prezydentem.