Wyższe podatki, praca przez co najmniej 30 lat i koniec emerytalnych przywilejów urzędniczych - to najnowsze propozycje premiera Aleksandra De Croo, które przedstawił członkom swojego gabinetu. Jak relacjonują media, współrządzący socjaliści nie zgadzają się na wdrożenie pomysłów premiera i mówią: to nigdy nie przejdzie.

Belgią rządzi koalicja siedmiu partii, które przejęły władzę po upadku poprzedniego gabinetu w 2018 r. Przez prawie 16 miesięcy od wyborów parlamentarnych kraj nie miał rządu, dopiero 1 października 2020 r. ówczesny minister finansów, przywódca flamandzkich liberałów (Open Vld) Aleksander De Croo został zaprzysiężony jako nowy premier.

Nowa koalicja, składająca się z flamandzkich i francuskojęzycznych socjalistów, liberałów i zielonych oraz chrześcijańskich demokratów, została nazwana "Vivaldi". Wywodzi się ona od nazwiska kompozytora Antonio Vivaldiego i jego słynnego dzieła "Cztery pory roku", co jest aluzją do barw rodzin politycznych współrządzących partii: niebieski (zima) dla liberałów, zielony (wiosna) dla ekologów, czerwony (lato) dla socjalistów i pomarańczowy (jesień) dla chadeków.

Przedstawione w piątek przez De Croo propozycje zdecydowanie nie przypadły do gustu właśnie "czerwonym" - informują belgijskie media. Premier, bez konsultacji z minister ds. emerytur Karine Lalieux z Partii Socjalistycznej (PS), przedstawił własny projekt reformy emerytalnej. Zakłada on podwyższenie podatków, pracę przez co najmniej 30 lat oraz koniec emerytalnych przywilejów urzędniczych.

Dziennik "Het Laatste Nieuws" informuje, że koalicjanci otrzymali propozycje premiera dopiero na dzień przed posiedzeniem rządu, na którym był on omawiany. Spowodowało to "dużą irytację". Socjaliści wprost oskarżają premiera o nadużycie zaufania - podaje dziennik "De Tijd". Gazeta przekazuje, że lewicowi koalicjanci są "wściekli", albowiem De Croo przedstawił "liberalne memorandum", a nie dokument, nad którym można byłoby pracować.