Nawet 150 polskich kierowców może być zablokowanych przed belgijskim portem Zeebrugge na północy Belgii. Od wtorku oczekują tam na zakończenie protestów rolników, którzy zablokowali drogi, w tym arterię prowadzącą do portu. „Kończy nam się jedzenie, nie ma bieżącej wody, żadnej pomocy. Nikt nie dowozi ciepłych posiłków” – mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM pan Janusz, który wiezie samochody. Zniesienia blokad zażądał premier Belgii Alexander De Croo.

Belgijski premier wezwał rolników do usunięcia blokad drogowych po wczorajszych rozmowach z przedstawicielami rolniczych związków i obietnicach dalszej współpracy. Przypomnijmy, wczoraj belgijscy rolnicy zablokowali traktorami Brukselę i doszło do starć z policją.

Na razie końca protestu jednak nie widać. Traktory wprawdzie opuściły Brukselę, ale wciąż zablokowane są niektóre drogi, a przekroczenie granicy z Holandią jest utrudnione.

Cierpią na tym m.in. polscy kierowcy, którzy utknęli w Zeebrugge. Tam wciąż zablokowane są wszystkie drogi dojazdowe do portu. Przy autostradzie A11 stoi już kilkaset ciężarówek na pasach awaryjnych. A to jest bardzo niebezpieczne. 

Pan Janusz, który zadzwonił na Gorącą Linię RMF FM stoi w polu, które otwarto dla zablokowanych ciężarówek przy autostradzie A11. Jest duży problem. Stoimy tu od wtorku, od godziny 14. Nie mamy dostępu do wody bieżącej. Belgijski Czerwony Krzyż przywiózł nam małe butelki wody i trochę ciastek - mówi polski kierowca.

Stoi tu około 700 ciężarówek. Policja, jak próbujemy wyjechać, jest bezradna, bo rolnicy nam blokują drogę. Nie przeciśniemy tam w ogóle - zaznaczył. Jego zdaniem taka sytuacja nie powinna zaistnieć. Od wtorku od godziny 14 tu stoimy - podkreślił. 

Zdaniem rozmówców RMF FM wśród kierowców może być nawet 100 do 150 Polaków. Są oni zdesperowani. Może jakieś konsul mógłby się naszą sytuacją zainteresować - mówi jeden z rozmówców RMF FM. 

Polscy kierowcy nie mogą zrozumieć jak to możliwe, żeby władze Belgii dopuściły do rolniczych blokad w porcie. Mają też żal do rolników. Rozumiem ich protest, ale my przecież nie wieziemy artykułów rolnych - mówią. Niektórym brakuje już leków, a wygląda na to, że protest może potrwać cały weekend. Polscy kierowcy przygotowani są na trasę, która trwa 5 dni, a nie 2 tygodnie. A przecież nie każdy ma gotówkę, do najbliższego supermarketu są 3 kilometry - zaznaczają. 

Braki w części supermarketów

Rolnicy rozpoczęli także blokadę niektórych punktów dystrybucji i magazynów żywności. Są więc supermarkety, gdzie półki świecą pustkami, bo protestujący zatrzymali dostawcze ciężarówki.

Nie chodzi tylko o regulacje klimatyczne i środowiskowe. Chodzi nam o presję, która na nas ciąży - przekazał jeden z protestujących w rozmowie z agencją Reutera.

Rolnicy potępiają sieci supermarketów za to, że inwestują w zakup gruntów rolnych, próbują podnieść cały łańcuch od producenta po dystrybucje i podnoszą ceny.

Opracowanie: