Radykalny szyicki duchowny Muktada as-Sadr po raz pierwszy od kilku miesięcy pojawił się w piątek w meczecie w Kufie w środkowym Iraku i w swoim kazaniu po raz kolejny zaatakował Stany Zjednoczone i Izrael.

"Nie dla szatana! Nie dla Ameryki! Nie dla okupacji! Nie dla Izraela" - tak zaczął swoje kazanie 33-letni duchowny, a zgromadzony przed świątynią 6-tysięczny tłum wiernych powtarzał za nim wypowiadane słowa. Sadr po raz kolejny powtórzył w swym kazaniu, że "siły okupacyjne muszą opuścić Irak". Potępił jednocześnie walki, do których dochodzi między oddziałami jego Armii Mahdiego a irackimi siłami bezpieczeństwa. Zaznaczył, że "służy to jedynie interesom okupantów".

Mułła wyjechał do Iranu w styczniu, po ogłoszeniu przez prezydenta USA George'a W. Busha nowej operacji bezpieczeństwa w Bagdadzie. Bojownicy Sadra - Armia Mahdiego, działający głównie w szyickiej dzielnicy stolicy Iraku - Mieście Sadra, zeszli do podziemia, przede wszystkim, by uniknąć bezpośredniego starcia z Amerykanami.

"New York Times" pisze, że Sadr może chcieć umocnić swą pozycję na irackiej scenie w związku z wyborami do władz prowincji, planowanymi na przyszły rok. Być może także chce ponownie zjednoczyć swe bojówki, które po jego wyjeździe zaczęły się rozpadać. Nie jest też wykluczone - jak pisze dziennik - że Sadr wrócił, by wykorzystać nieobecność w kraju przebywającego na leczeniu w USA swego głównego rywala, szyity Abdula Aziza al-Hakimiego. Oczywiste jest jedno: powrót Sadra to także wzrost antyamerykańskiej retoryki wśród irackich szyitów.

Według wywiadu USA, Sadr w sekrecie przyjechał do Iraku w zeszłym tygodniu i zatrzymał się w Kufie, swej bazie niedaleko Nadżafu. W czwartek premier Iraku Nuri al-Maliki zwrócił się do parlamentu o zaaprobowanie kandydatur sześciu polityków, mających zastąpić związanych z Sadrem ministrów, którzy podali się do dymisji w kwietniu na polecenie samego Sadra, gdy premier odmówił przedstawienia harmonogramu wycofania obcych sił z Iraku. Parlament ma zająć się sprawą nominacji w przyszłym tygodniu.