Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oświadczył w piątek, że MSZ zaproponował prezydentowi Władimirowi Putinowi uznanie 35 amerykańskich dyplomatów za osoby niepożądane. Dodał, że zarzuty o ingerowaniu Rosji w wybory prezydenckie w USA są bezpodstawne.

Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oświadczył w piątek, że MSZ zaproponował prezydentowi Władimirowi Putinowi uznanie 35 amerykańskich dyplomatów za osoby niepożądane. Dodał, że zarzuty o ingerowaniu Rosji w wybory prezydenckie w USA są bezpodstawne.
Siergiej Ławrow, Władimir Putin i Siergiej Szojgu /Michael Klimentyev /PAP/EPA

Sprecyzowano, że za osoby niepożądane uznanych ma zostać 31 pracowników ambasady USA w Moskwie i czterech dyplomatów z konsulatu generalnego w Petersburgu.

Resort rosyjskiej dyplomacji zaproponował również, by zakazać dostępu stronie amerykańskiej do dwóch obiektów w Moskwie - poinformował Ławrow. Jak dodał, chodzi o daczę w Sieriebrianym Borze pod Moskwą i wykorzystywany przez Amerykanów magazyn w rosyjskiej stolicy.

MSZ ogłosiło także, że nie nakazało zamknięcia anglo-amerykańskiej szkoły, gdzie uczą się m.in. dzieci zachodnich dyplomatów. 

Na sankcje nałożone przez USA zareagował także premier Rosji Dmitrij Miedwiediew. Szkoda, że administracja Obamy, która zaczynała swoje życie od odbudowy współpracy, kończy je antyrosyjską agonią - napisał polityk na Twitterze. 

Według rosyjskich ekspertów Obama próbuje utrudnić początek prezydentury Donaldowi Trumpowi. 

W czwartek Obama poinformował o wydaleniu 35 Rosjan, których amerykańska administracja podejrzewa o działalność wywiadowczą pod przykrywką działalności dyplomatycznej, i nałożeniu sankcji m.in. na Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) i Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego (GRU). Sankcje i wydalenie dyplomatów to następstwo oskarżeń pod adresem Rosji o ingerowanie w listopadowe wybory prezydenckie w USA i nękanie amerykańskich dyplomatów w Rosji.

(az)