Kolumbijski policjant, porwany prawie 9 lat temu przez lewicowe ugrupowanie partyzanckie FARC, został znaleziony w dżungli. Uprowadzony w 1998 roku w mieście Mitu Jhon Frank Pinchao uciekł z położonego w niedostępnym terenie obozu porywaczy.

Pinchao przez ponad 2 tygodnie błąkał się po dżungli, uciekając przed pościgiem, zanim został przypadkowo znaleziony przez patrol wojska.

Pinchao twierdzi, że w rękach oddziału FARC (marksistowskie Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii), który go porwał, znajduje się około 60 zakładników – Kolumbijczyków i cudzoziemców. Przetrzymuje się ich dla okupu i na wymianę na schwytanych przez armię partyzantów.

On sam był w grupie, w której znajdowało się 3 biznesmenów amerykańskich, porwanych w 2003 roku w czasie awaryjnego lądowania ich samolotu, a także uprowadzona jeszcze w 2002 roku w czasie kampanii wyborczej kandydatka na prezydenta Kolumbii Ingrid Betancourt. Pinchao zapewnił, że Betancourt - o której sądzono, że została dawno zabita przez porywaczy - żyła, gdy on sam uciekał z obozu.

Według organizacji pozarządowych nadzorujących prawa człowieka, w tej chwili porwanych, uprowadzonych w charakterze zakładników i uwięzionych bez sądu jest w Kolumbii 5426 osób. Najwięcej, bo 1140 zakładników przetrzymują właśnie marksistowskie Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC). Liczące około 16 tysięcy bojowników ugrupowanie uprowadziło też wiele znanych osobistości cywilnych i wojskowych. Porywacze co kilka miesięcy zmieniają miejsce pobytu zakładników, przeprowadzając ich do innej kryjówki w sercu kolumbijskiej dżungli.