Trzy osoby - żołnierz i dwóch cywilnych pracowników amerykańskiej misji wojskowej - zginęły w ataku somalijskiej partyzantki Al-Szabab. Zaatakowana została wojskowa baza Camp Simba w Lamu w Kenii, używana przez siły kenijskie i amerykańskie - poinformowała amerykańska armia.

Rannych zostało dwóch pracowników Ministerstwa Obrony USA. Bojownicy z Al-Szabab zaatakowali lądowisko Manda, które przylega do bazy wojskowej, używanej zarówno przez armię kenijską, jak i międzynarodowe siły zbrojne, w tym amerykańskie. W trakcie walk zginęli czterej bojowcy z Al-Szabab.

"Atak został skutecznie odparty" - powiedział przedstawiciel lokalnych władz Irungu Maczaria.

Partyzantka Al-Szabab twierdziła, że zniszczyła siedem samolotów bojowych i trzy pojazdy. Dowództwo afrykańskie sił zbrojnych USA potwierdziło, że atak rzeczywiście miał miejsce, ale szacunki islamistów dotyczące strat uznano "za grubo przesadzone".

Ocenia się, że w szeregach Al-Szabab walczy od 3 tys. do 10 tys. bojowników islamskich.

Odwet za zaangażowanie militarne Kenii

Do niedzielnego ataku na Camp Simba doszło równo w rok po krwawym zamachu na hotel Dusit w Nairobi, w którym zginęło 21 osób.

Al-Szabab często przeprowadza zamachy na członków sił bezpieczeństwa i wojskowych w Kenii, co według jej oświadczeń jest odwetem za zaangażowanie militarne tego kraju w Somalii.

Najkrwawszym zamachem w ostatnich latach, który przypisuje się właśnie grupie Al-Szabab, był przeprowadzony w 2015 r. atak na kampus uniwersytecki w Garissie, w którym zginęło ponad 150 osób. Jak twierdzili ekstremiści z Somalii, atak był odwetem za wysłanie w tym samym roku przez Kenię wojsk do Somalii w ramach sił pokojowych Unii Afrykańskiej.

Wojska kenijskie początkowo weszły do południowej Somalii, by utworzyć strefę buforową mającą zapobiegać przedostawaniu się dżihadystów do Kenii, a obecnie wchodzą w skład sił pokojowych Unii Afrykańskiej operujących w Somalii.