Rośnie bilans ofiar śmiertelnych gwałtownych powodzi, które nawiedziły stan Nowa Południowa Walia w południowo-wschodniej Australii. Według najnowszych informacji policji, cztery osoby nie żyją a jedna jest zaginiona. Pomimo ustania intensywnych opadów, ok. 50 tys. mieszkańców wciąż jest odciętych od świata.

W ciągu trzech dni w południowo-wschodniej Australii spadło tyle deszczu, ile w normalnie w ciągu sześciu miesięcy. 

W czwartek informowano jeszcze o dwóch ofiarach śmiertelnych. Aktualnie bilans ten wzrósł do czterech. Jedna osoba uznana jest za zaginioną. 

Ciała trzech ofiar odnaleziono w pojazdach, które utknęły na zalanych drogach lub zostały porwane przez wody powodziowe. 

Czwarta ofiara zginęła na werandzie swojego domu. 

Zaginionym pozostaje 49-letni mężczyzna, z którym nie ma kontaktu od środy wieczorem.

Władze poinformowały o ewakuacji ponad 600 osób, w tym przy użyciu helikopterów. Tysiące gospodarstw domowych pozostaje bez prądu. 

W ponad 100 szkołach kolejny dzień odwołano zajęcia.

Niż baryczny, który spowodował katastrofalne deszcze, przesunął się na południe, w kierunku Sydney. Rzeki w zniszczonych regionach powoli opadają. 

Służby ratunkowe przygotowują się do masowych operacji sprzątania i oceny zniszczeń.

Ogłoszono stan klęski żywiołowej

Premier Anthony Albanese i premier Nowej Południowej Walii Christopher Minns odwiedzili w piątek dotknięte powodziami społeczności. 

To dość przerażające warunki, to naprawdę poważna sytuacja - powiedział Albanese stacji radiowej Triple M Newcastle.

Rząd ogłosił stan klęski żywiołowej.

W ostatnich miesiącach Australię nawiedziły ekstremalne warunki pogodowe. Tegoroczna średnia temperatura powierzchni morza wokół kraju była najwyższa w historii, co prowadzi do zwiększonej wilgotności w atmosferze i bardziej intensywnych opadów. 

Eksperci przypisują te zjawiska zmianom klimatycznym.