Ponad dwustu hutników przypuściło szturm na siedzibę komitetu wyborczego Nicolasa Sarkozy'ego. Protestujący robotnicy z bankrutującej huty we Florange próbowali wedrzeć się do środka, bo prezydent odmówił im spotkania. Interweniująca policja użyła pałek i gazu łzawiącego, hutnicy odpowiedzieli kamieniami.

Do starć pomiędzy protestującymi hutnikami i szturmowymi oddziałami policji doszło w południowej części Paryża. To tam siły porządkowe musiały otoczyć siedzibę komitetu wyborczego Sarkozy'ego, by uniemożliwić robotnikom wtargnięcie do budynku. W ruch poszły pałki i gaz łzawiący po stronie policji i kamienie po stronie hutników. Robotnicy próbowali wywiesić transparent na Wieży Eiffela, ale funkcjonariusze nie dopuścili do tego.

Protestujący już zapowiadają, że nie zaprzestaną prób spotkania się z prezydentem i dyrekcją koncernu Arcelor-Mittal, do którego należy bankrutująca huta. Nie damy za wygraną! Będziemy się bić o naszą pracę do utraty tchu. Zachowujemy jednak godność. To nie my jesteśmy chuliganami - chuligani znajdują się tam! - wykrzykiwał w Paryżu rozgniewany związkowiec z huty, Eduard Martin.

Obiecał wsparcie, ale odmówił spotkania

Hutnicy, którym grozi bezrobocie, już od pewnego czasu żądają od rządu wsparcia w negocjacjach z dyrekcją koncernu Arcelor-Mittal. Sarkozy obiecywał im, że znajdzie rozwiązanie, a jego drzwi dla robotników będą zawsze otwarte. Póki co słowa nie dotrzymał. Kiedy ponad dwustu robotników przyjechało dziś do Paryża na spotkanie z nim, Sarkozy kategorycznie odmówił rozmowy. Hutników najbardziej rozwścieczył jednak pośpiech, z jakim prezydent opuścił siedzibę swojego komitetu wyborczego. Stwierdził jedynie, że ma inne obowiązki i że delegacja rozgniewanych związkowców nie reprezentuje ogółu pracowników bankrutującej huty. To nie są robotnicy, tylko garstka związkowców. Oni nie troszczą się o przyszłość pracowników, tylko zajmują się małą polityką i małymi manewrami politycznymi. Użycie siły przez policję nigdy nie jest dobre, ale trzeba stawić czoła przemocy. Policja czuwa nad poszanowaniem prawa, któremu muszą się podporządkować wszyscy, w tym związkowcy - oświadczył szef państwa.

Sondaże dla Sarkozy'ego idą w górę

Pozostaje pytanie, czy wydarzenia w Paryżu zaszkodzą Sarkozy'emu w walce o reelekcję. A ta nie wydaje się już tak niemożliwa jak jeszcze kilka miesięcy temu. Wyniki ostatnich sondaży potwierdzają bowiem nagły wzrost popularności Sarkozy'ego przed kwietniowo-majowymi wyborami prezydenckimi. Obecny prezydent dogonił już swego głównego przeciwnika - socjalistę Francois Hollande'a - który dotąd uchodził za zdecydowanego faworyta w wyścigu do Pałacu Elizejskiego. Teraz zarówno na Sarkozy'ego, jak i Hollande'a chce głosować w pierwszej turze 27-28 procent wyborców. W niektórych sondażach prawicowy szef państwa wyprzedza nawet nieznacznie kandydata lewicy.

Zdaniem wielu komentatorów, notowania Sarkozy'ego podskoczyły dzięki jego niedawnemu stwierdzeniu, że Francja byłaby gotowa wyjść ze strefy Schengen, by ograniczyć napływ imigrantów. Politolodzy twierdzą, że dzięki tej groźbie prezydentowi udało się pozyskać głosy części sympatyków skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Niektórzy sugerują także, że wraz ze wzrostem popularności prezydenta, powróciła jego... arogancja.