Większość protestujących w Hongkongu zamierza kontynuować demonstracje, jeśli władze nie spełnią ich postulatów – podali w poniedziałek badacze z kilku hongkońskich uczelni na podstawie ankiet, przeprowadzonych wśród uczestników 12 manifestacji od 9 czerwca.

Zgłoszony przez władze projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. transfer podejrzanych do Chin kontynentalnych, wywołał w Hongkongu największe protesty od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Z czasem do postulatu wycofania projektu dołączyło żądanie dymisji szefowej lokalnego rządu Carrie Lam, śledztwa w sprawie działań policji i demokratycznych wyborów.


Ankiety wykazały dużą solidarność pomiędzy poszczególnymi grupami protestujących - podkreślił w rozmowie z PAP jeden z autorów badania, politolog z Uniwersytetu Lingnan w Hongkongu Samson Yuen. Oprócz niego zespołowi badawczemu przewodzili naukowcy z Uniwersytetu Chińskiego, Uniwersytetu Hang Seng i Baptystycznego Uniwersytetu Hongkongu.

Rząd stara się rozdzielić radykalnych i umiarkowanych protestujących, ale widzimy wysoki poziom solidarności pomiędzy tymi dwiema grupami oraz wysoki poziom tolerancji dla radykalnych strategii wśród osób umiarkowanych - zaznaczył Yuen.

Większość z prawie 6,7 tys. respondentów 12 ankiet zgodziła się ze stwierdzeniem, że "maksymalny efekt może zostać uzyskany tylko dzięki współpracy pokojowych zgromadzeń i akcji konfrontacyjnych". Od manifestacji z lipca coraz więcej osób wyrażało też pogląd, że "użycie przez protestujących radykalnych taktyk jest zrozumiałe, gdy rząd nie chce słuchać".

Około 80 proc. badanych oceniło, że demonstracje powinny być kontynuowane, jeśli władze nie spełnią ich postulatów, poza ogłoszonym już zawieszeniem prac nad nowelizacją prawa ekstradycyjnego. Spośród nich mniej więcej połowa opowiedziała się za nasilaniem protestów, a druga połowa - za utrzymaniem ich obecnej skali i intensywności.

Rząd nie poczynił znaczących ustępstw, więc protesty prawdopodobnie będą trwały. Jest jednak szansa, że będą się stopniowo zmniejszać, choć nie oznacza to, że ludzie są zadowoleni - powiedział Yuen, zwracając uwagę, że we wrześniu rozpocznie się rok akademicki i część studentów nie będzie miała czasu na udział w częstych demonstracjach. "Protesty z pewnością będą trwały, być może w innej formie, zależnie od okoliczności. Ciężko przewidzieć, w jakiej konkretnie
- ocenił politolog.

Wśród najważniejszych powodów udziału w protestach respondenci wymieniali "apel o całkowite wycofanie projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego" i "wyraz niezadowolenia z powodu metod radzenia sobie z protestami przez policję". Dymisja Carrie Lam i jej urzędników nie była głównym żądaniem demonstrantów, choć od lipca jedną z kluczowych motywacji jest "dążenie do demokracji w Hongkongu" - napisano w podsumowaniu badania.

Lotnisko zamierza wznowić działanie po protestach

Zarząd portu lotniczego w Hongkongu planuje wznowienie jego działalności we wtorek rano i wraz z przewoźnikami opracowuje grafik lotów, które zostały w poniedziałek odwołane w związku z kolejnym antyrządowym protestem na tym dużym międzynarodowym lotnisku.

Kierownictwo lotniska poinformowało, że wspólnie z liniami lotniczymi stara się, aby odwołane w poniedziałek rejsy zaczęły wyruszać z Hongkongu we wtorek od godz. 6 rano czasu miejscowego (o północy w Polsce) - podała publiczna stacja RTHK. Podróżnym jednak zalecono, aby przed przybyciem na lotnisko sprawdzali informacje o wylotach.

Lotnisko zostało praktycznie zamknięte w poniedziałek po południu, gdy do grupy protestujących tam od piątku osób dołączyły tysiące innych, rozgniewanych działaniami hongkońskiej policji w czasie starć z demonstrantami z poprzedniego dnia. Odwołano wszystkie wyloty i większość przylotów zaplanowanych po godz. 15 (godz. 9 rano w Polsce). Według RTHK dotknęło to dziesiątek tysięcy pasażerów lotniska, które obsługuje średnio około 800 rejsów dziennie.

Eskalacja protestów, które dotychczas odbywały się pokojowo, głównie w hali przylotów, była reakcją na doniesienia o brutalności policji względem uczestników niedzielnych demonstracji ulicznych. Według hongkońskiego dziennika "South China Morning Post" jednym z głównych powodów była sprawa młodej kobiety, która według demonstrantów została przez policję postrzelona w twarz rodzajem amunicji nieśmiercionośnej i może stracić prawe oko.

Demonstranci opuścili lotnisko w poniedziałek wieczorem, twierdząc, że osiągnęli już swój cel, którym było zakłócenie jego działalności. Wielu z nich wskazywało również na pogłoski, że policja planuje wysłanie na lotnisko oddziałów prewencyjnych.

Największe protesty od lat

Uczestnicy protestów domagają się wycofania zgłoszonego przez władze Hongkongu projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. transfer podejrzanych do Chin kontynentalnych. Żądają też niezależnego śledztwa w sprawie działań policji, uwolnienia osób zatrzymanych w związku z demonstracjami oraz powszechnych, demokratycznych wyborów lokalnego rządu.

Chińskie rządowe biuro ds. Hongkongu i Makau oceniło w poniedziałek, że w działaniach radykalnych protestujących w Hongkongu widoczne są "oznaki terroryzmu". Rzecznik biura Yang Guang zapewnił przy tym o całkowitym poparciu rządu centralnego w Pekinie dla hongkońskich władz i tamtejszej policji oraz dla karania sprawców brutalnych przestępstw "żelazną ręką".

W niedzielę w wielu miejscach Hongkongu po raz kolejny doszło do starć pomiędzy antyrządowymi demonstrantami a policją. Wielu komentatorów krytykowało funkcjonariuszy za użycie nadmiernej ich zdaniem siły, w tym strzelanie nabojami pieprzowymi z bliskiej odległości, bicie demonstrantów pałkami i wykorzystanie gazu łzawiącego wewnątrz stacji metra. "SCMP" określił to jako "szokujące sceny policyjnej przemocy".