Co najmniej 34 osoby aresztowane, kilkadziesiąt rannych – tak zakończyły się wczorajsze demonstracje w Nantes i Tuluzie. Zorganizowano je tydzień po śmierci młodego ekologa, który zginął w starciach z siłami porządkowymi w czasie protestu przeciwko budowie tamy w południowej Francji.

Obie manifestacje zostały zwołane na wezwanie ruchów radykalnych i antykapitalistycznych. Uczestniczyło w nich ok. 600 osób.

W Nantes na zachodzie Francji niektórzy protestujący obrzucali policję koktajlami Mołotowa i wyrwanymi znaki drogowymi. W Tuluzie, w południowo-zachodniej części kraju, część demonstrujących rozbijała witryny banków. W starciach w obu miastach rannych zostało wiele osób, a co najmniej 34 aresztowano.

Demonstracje odbyły się także w innych miastach Francji, m.in. Dijon, Montpellier, Amiens, Lille, Bordeaux i Awinionie. Tam miały spokojny przebieg.

21-letni Remi Fraisse zginął on 25 października w czasie starć z funkcjonariuszami na budowie kontrowersyjnej tamy Sivens w pobliżu Lisle-sur-Tarn. Prace budowlane od tego czasu zawieszono.

Według pierwszych ustaleń śledztwa Fraisse zginął w następstwie wybuchu granatu rzuconego przez żandarmów.

(mpw)