W przyszłym miesiącu Unia Europejska zdecyduje, czy w związku z konfliktem w Gruzji kontynuować rozmowy na temat zacieśniania stosunków z Rosją. Zapowiedział to szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband. Z Gruzji napływają sprzeczne informacje o obecności wojsk rosyjskich w gruzińskim miasteczku Gori, tuż przy granicy Osetii Południowej.

Społeczność międzynarodowa będzie chciała upewnić się, czy jej posłanie zostało zrozumiane: trudnych kwestii nie wolno rozstrzygać przez użycie siły - stwierdził Miliband. Szefowie unijnej dyplomacji rozmawiają w tej chwili nad planem pokojowym, który w nocy zaakceptowały Rosja i Gruzja. Do Gruzji mieliby pojechać obserwatorzy, nazywani kontrolerami. Wcześniej minister Radosław Sikorski chciał wysłania sił rozjemczych. Czym różnią te dwa pomysły, o tym nasza korespondentka Katarzyna Szymańska-Borginon:

Gruziński prezydent Michaił Saakaszwili twierdzi, że rosyjskie wojska wjechały do Gori. Celem był rabunek - mówi gruziński minister do spraw reintegracji Temur Jakobaszwili specjalnemu wysłannikowi RMF FM Przemysławowi Marcowi:

Zagraniczni dziennikarze, z którymi rozmawiał w Tbilisi, twierdzą, że w pobliżu Gori widzieli rosyjskie patrole, które strzelały do każdej osoby próbującej się do nich zbliżyć. Z kolei przebywający w Gori świadek, który zastrzegł sobie anonimowość, powiedział Reuterowi, iż nie zauważył żadnych rosyjskich czołgów. Chodziłem po mieście. Nie ma czołgów. Nie ma Rosjan - powiedział rozmówca agencji. Dodał następnie: Ludzie są zdezorientowani i na granicy wytrzymałości; łatwo popadają w panikę. Gori, przez które przebiega główne gruzińskie połączenie samochodowe i kolejowe wschód-zachód, leży około 25 kilometrów od granicy Osetii Południowej.