Dwaj mężczyźni podejrzani o przygotowywanie ataku terrorystycznego na pociąg pasażerski w Kanadzie stanęli przed sądami w Toronto i Montrealu. Żaden z nich nie przyznał się do winy.

35-letni Raed Jaser i 30-letni Chiheb Esseghaier usłyszeli zarzuty planowania ataku terrorystycznego "w celu popełnienia morderstwa" i współpracy z Al-Kaidą.

Jaser pojawił się w sądzie w Toronto. Miał długą, czarną brodę, ubrany był w czarną koszulę bez krawata. Towarzyszyli mu rodzice i brat. Sąd przychylił się do wniosku obrony i objął szczegóły rozprawy zakazem publikacji. Cytowany przez agencję Reutera prawnik Jasera oświadczył, że jego klient nie przyznał się do udziału w planowaniu zamachu.

Przed sądem w Montrealu stanął drugi podejrzany, Chiheb Esseghaier. Odmówił przyjęcia obrońcy z urzędu, a stawiane mu zarzuty nazwał "wnioskami wyciągniętymi na podstawie działań i wypowiedzi, które są jedynie pozorami".

Sądy w Montrealu i Toronto zdecydowały o dalszym zatrzymaniu obu podejrzanych.

Podejrzani nie są obywatelami Kanady


Policja podała, że podejrzani nie są obywatelami Kanady, ale przebywali w tym kraju od dłuższego czasu. Odmówiła podania, z jakiego kraju pochodzą i dlaczego wyemigrowali. Według niepotwierdzonych doniesień jednej z organizacji islamskich w Kanadzie, jeden z podejrzanych jest obywatelem Tunezji, a drugi pochodzi ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

O zatrzymanych coraz więcej mówią ich sąsiedzi. Jaser, który mieszkał z żoną w Markham, sąsiadującym od północnego wschodu z Toronto, został opisany jako "dziwny". Sąsiad, z którym rozmawiały media powiedział, że np. gdy pracował w ogródku, Jaser szczelnie zasłaniał okna i drzwi. Jego żona nosi burkę, zasłonę szczelnie okrywającą całą postać, łącznie z twarzą.

Z kolei Esseghaier ostatnio prowadził studia doktoranckie w Institut National de la Recherche Scientifique (INRS) w Varennes (Quebec). Jak cytowała telewizja CBC, studenci INRS pamiętają, że miał ekstremistyczne poglądy, a jeden z nich usłyszał, że nie powinien pomagać Kanadyjczykom, bo to "niewierni". Dziennik "The National Post" napisał, że Esseghaier był zagrożony usunięciem z INRS za swoje motywowane religią zachowanie, przeszkadzające współpracownikom. Miał on też nękać administrację instytutu, by wygospodarowano salę do modlitw.

Z obecnych ustaleń policji wynika, że do zamachu miało dojść na terenie obszaru metropolitalnego Toronto, choć według niektórych mediów chodziło o pociąg na trasie Toronto-Nowy Jork.