Była premier Pakistanu Benazir Brutto, oskarżyła działaczy byłego reżimu islamskiego generała Mohamada Zii ul-Haqa o dokonanie wczorajszego zamachu w Karaczi. Mąż pani Brutto stwierdził natomiast, że za zamachem stoją członkowie rządu i agencji wywiadu wojskowego, którym powrót Benazir Bhutto grozi utratą władzy.

Bhutto oskarżyła o atak islamistów związanych z nieżyjącym już Zia ul-Haq'iem, mających nadal wpływy w Pakistańskim rządzie. W 1997 r. Zia ul-Haq obalił ojca pani Bhutto, Zulfikara Alego Brutto. Dwa lata później nakazał go powiesić.

Pakistańska policja wskazuje natomiast na radykałów islamskich. Obecni na miejscu zamachu w Karaczi funkcjonarisze podejrzewają konkretną grupę radykałów, na której czele stoi związany z talibami dowódca Baitullah Mehsud.

Prezydent Pakistanu, Pervez Musharraf powiedział, iż był to przede wszystkim zamach na pakistańską demokrację. W specjalnym oświadczeniu zaapelował do mieszkańców Karaczi o zachowanie spokoju. Obiecał też szczegółowe śledztwo i bezwzględne ukaranie winnych.

Bhutto, która wróciła do kraju po ośmiu latach pobytu na wygnaniu, zastrzegła, iż masakra nie zmusi jej do ponownego wyjazdu z Pakistanu. Zapowiedziała też, że zgodnie z wcześniejszymi planami poprowadzi Pakistańską Partię Ludową do styczniowych wyborów parlamentarnych.

W dwóch eksplozjach w pobliżu konwoju wiozącego byłą pakistańską premier Benazir Bhutto w Karaczi, na południu Pakistanu, zginęło co najmniej 136 osób,a 450 zostało rannych. Sama Bhutto nie ucierpiała.