F-35, o którym mówi się, że jest niewidoczny dla radarów, zaginął w Stanach Zjednoczonych. Wojsko zwróciło się do społeczeństwa o pomoc w odszukaniu tej drogiej maszyny.

W niedzielę zaginął myśliwiec F-35. Pilot został odnaleziony po tym, jak katapultował się, ale nie wiadomo, gdzie spadła sama maszyna.

Niejasne są okoliczności zajścia, jest to dopiero wyjaśniane.

Poszukiwania koncentrują się, na podstawie ostatniej znanej pozycji, na północ od bazy lotniczej w Charleston w Północnej Karolinie, w okolicach jezior Moultrie i Marion.

Joint Base Charleston położona jest na wybrzeżu. Nie można wykluczyć więc, że samolot runął do oceanu.

Amerykańskie media przypominają przypadek MiG-a-23, który w lipcu 1989 roku wystartował z lotniska Bagicz pod Kołobrzegiem, po niespełna pół minucie silnik zaczął tracić obroty, a pilot Nikołaj Skuridin zdecydował się na opuszczenie maszyny. Po katapultowaniu się pilota silnik samolotu zaczął pracować normalnie, a MiG-23 po przeleceniu 900 km nad NRD, RFN i Holandią, spadł na belgijskie miasteczko Kortrijk.

Amerykańskie siły zbrojne zwróciły się do społeczeństwa o pomoc. O F-35 mówi się, że są trudne do uchwycenia przez radary. Maszyna nie ma geo-lokalizacji.

Zaawansowana technologia sprawia, że samoloty te są niebywale drogie. Jeden taki samolot kosztuje ok. 90 milionów dolarów.