Dwa pociski spadły na pięciogwiazdkowy hotel Serena w samym centrum Kabulu. Pracownicy i goście, w sumie sto osób, zdążyli uciec do schronu. Wcześniej talibowie zaatakowali budynek, w którym mieszkali pracownicy ONZ. Zginęło dwanaście osób - sześciu pracowników ONZ, trzech zamachowców, dwóch strażników i afgański cywil.

Afganski prezydent Hamid Karzai w trybie pilnym już zaostrzył środki bezpieczeństwa wokół organizacji międzynarodowych.

Pięciu zamachowców weszło do budynku. To tam są ciała zabitych, goście hotelowi są ranni, nic więcej nie wiem - stwierdził rzecznik afgańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych. Rzecznik ogłosił, że operacja antyterrorystyczna został już zakończona.

Napastnicy-samobójcy uzbrojeni w granaty, broń automatyczną i mający na sobie kamizelki z materiałami wybuchowymi zaatakowali dom gościnny w dzielnicy Shar-e-Naw. Rzecznik Organizacji Narodów Zjednoczonych Adrian Edwards potwierdził, że wśród zabitych jest 3 pracowników ONZ, 1 został poważnie ranny. W budynku mieszkało 20 pracowników ONZ, ale nie wiadomo, ilu było w nim w momencie ataku.

Przedstawiająca się jako rzecznik talibów osoba powiedziała agencji Associated Press, że jest to nasz pierwszy atak. Zagroziła ona śmiercią każdemu zatrudnionemu przy wyznaczonej na 7 listopada drugiej rundzie wyborów prezydenckich.