To już siedem lat. Tyle czasu minęło od katastrofy atomowej łodzi podwodnej „Kursk”. Rosyjski okręt zatonął na Morzu Barentsa na głębokości ponad 100 metrów w wyniku eksplozji torpedy w przedziale torpedowym. Zginęło 118 osób.

Czy Rosja pamięta o tragedii? I tak, i nie - mówi korespondent RMF FM w Moskwie Andrzej Zaucha. Oficjalna rosyjska telewizja o rocznicy katastrofy, która była pierwszą wielką narodową tragedią pod rządami prezydenta Władimira Putina, na razie nie wspomina ani słowem.

W Rosji odbywają się jednak uroczystości żałobne W garnizonie wojskowym Widiajewo pod Murmańskiem odbył się apel poległych. W cerkwiach odprawiane są specjalne nabożeństwa.

„Kursk” - duma rosyjskiej marynarki wojennej zatonął na Morzu Barentsa 12 sierpnia 2000 roku podczas manewrów. Cała załoga zginęła. Według śledczych za tragedię "Kurska" nikt nie ponosi winy. Zgodnie z ustaleniami, przyczyną zatonięcia okrętu była eksplozja torpedy ćwiczebnej na pokładzie jednostki.

Być może część marynarzy zdołanoby uratować, gdyby nie postawa rosyjskich władz. Prezydent Rosji Władimir Putin bawił wtedy na wakacjach, a flota zamiast ratować swoich marynarzy, zastanawiała się, jaki zachodni okręt storpedował, bądź staranował rosyjską jednostkę.

Większość rodzin ofiar uważa, że władze nie uczyniły wszystkiego, by uratować marynarzy.

Katastrofa „Kurska” po raz kolejny pokazała, jak w Rosji traktuje się ludzi – honor państwa jest wciąż najważniejszy - liczy się państwo, nie człowiek. Późniejsza tragedia na Dubrowce tylko potwierdziła, jak niewiele zmieniło się w mentalności rosyjskiej wierchuszki.