​Skandal w rosyjskich służbach bezpieczeństwa. Trzech wysoko postawionych funkcjonariuszy zostało zatrzymanych pod zarzutem grupowego zgwałcenia swojej koleżanki podczas suto zakrapianej imprezy w komendzie w Ufie.

Dwóch szefów departamentów - 51-letni Edward Matwiejew i 50-letni Salawat Galijew - zorganizowali sobie cichą uroczystość z alkoholem na komendzie. Rosyjski zwyczaj mówi, że impreza zaczyna się do trzech osób, więc zaprosili szefa wydziału zajmującego się migracją Pawła Jaromczuka. Popijawa trwała kilka godzin. Po tym czasie postanowili zaprosić do siebie koleżankę.

Na komisariacie była wówczas tylko 23-latka, która dopiero co skończyła studia i rozpoczęła pracę w policji. Została zaproszona przez swoich szefów i zgodziła się. Przyszła na małą imprezę, nie wiedząc, co ją czeka.  

Po pewnym czasie mężczyźni zaatakowali 23-latkę. Najpierw ją uderzyli, a potem zaczęli zdzierać z niej ubranie, aż w końcu ją zgwałcili. Atak trwał całą noc, a ofiara była w stanie uciec dopiero nad ranem.

Jak informują media, 23-latka była córką wysoko postawionego dowódcy Rosgwardii. Jej napastnicy wiedzieli o tym. Kilka godzin po ataku kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury, która od razu rozpoczęła działania. Gwałciciele zostali zatrzymani i natychmiastowo zwolnieni z policji.

Koledzy oskarżonych funkcjonariuszy próbowali ich anonimowo bronić w rosyjskich mediach, twierdząc, że Matwiejew, Galijew i Jaromczuk mieli nienaganne kartoteki. To jednak nie jest do końca prawda - na przykład Matwiejew w przeszłości był znany jako miejscowy chuligan, a już jako policjant był zamieszany w sprzedaż kradzionego samochodu.

Żona Jaromczuka z kolei twierdzi, że jej mąż był w domu w czasie, gdy doszło do gwałtu. To jednak jest mało prawdopodobne, gdyż ślady jego DNA znaleziono na zgwałconej 23-latce.

(az)