Nieznani sprawcy włamali się w nocy z 9 na 10 maja do Banku Spółdzielczego w Będkowie w województwie łódzkim. Ukradli 600 tys. złotych. Złodzieje dostali się do środka przez wykutą w ścianie dziurę. Kiedy otwierali sejf, uruchomił się alarm. Zawiadomieni przez monitorującą placówkę firmę ochroniarską policjanci przyjechali na miejsce. Sprawdzili budynek od frontu, zobaczyli zamknięte drzwi i… odjechali.

Z soboty na niedzielę z 9 na 10 maja po godzinie 2:00 w nocy miejscowa policja dostała informację od firmy ochroniarskiej, wynajętej przez bank, że włączył się alarm w budynku. Funkcjonariusze pojawili się na miejscu po kilku minutach.

Kiedy byli na miejscu, alarm był już wyłączony. Sprawdzili obiekt w sposób możliwie dostępny, sam teren jest ogrodzony - powiedziała RMF FM rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka. Dodała, że policjanci "nie stwierdzili żadnych śladów ingerencji osób trzecich".

Teren od strony zaplecza nie jest monitorowany. Jak się później okazało, otwór w tylnej ścianie budynku był zastawiony na zewnątrz dużym kontenerem.

W niedzielę w banku była sprzątaczka. Jak powiedziała nam Joanna Kącka, ona też nie zauważyła śladów włamania.

Zadzwoniła do dyrektorki placówki, że kontener stoi w innym miejscu niż zazwyczaj. Nie było tutaj żadnej reakcji, z tego co wiemy, firma ochroniarska również nie poczyniła żadnych kroków oprócz powiadomienia policji. Nikt nie sprawdził tego na miejscu - dodaje rzecznik łódzkiej policji.