Rok więzienia w zawieszeniu- to wyrok jaki usłyszał pracownik zakładu gazowniczego z Zielonej Góry. 53-latek został uznany przez sąd za winnego zaniedbań, które doprowadziły do awarii gazowej w 2010 roku. Wyrok nie jest prawomocny.

Do największej awarii gazowej w historii Zielonej Góry doszło 30 listopada trzy lata tamu. Jej efektem była seria wybuchów w kilkudziesięciu kuchenkach gazowych na Osiedlu Pomorskim, Śląskim i Raculka, oraz kilka pożarów. Do najpoważniejszej eksplozji doszło w jednym z bloków na Osiedlu Pomorskim. Zginął wtedy 51-letni mężczyzna, iny lokator został ranny. Istniało zagrożenie, że może dojść do kolejnych eksplozji. Odcięto więc dostawy gazu i prądu, na kilka godzin ewakuowano mieszkańców - w sumie ok. 6,5 tys. osób.

Ponad dwa lata śledztwa i tylko jedna oskarżona osoba

Jak ustalono, seria wybuchów w kuchenkach gazowych mogła być wynikiem awarii jednej ze stacji gazowych. To tam ciśnienie gazu powinno się zmniejszać, zanim gaz trafi do instalacji w mieszkaniach.

Prokuratura postawiła w tej sprawie zarzut pracownikowi zakładu, który odpowiadał za przegląd urządzeń gazowniczych w Zielonej Górze. Zdaniem śledczych to jego zaniedbania doprowadziły do awarii. Przy niesprzyjającej pogodzie - niskiej temperaturze, intensywnych opadach śniegu - doszło do zmarznięcia wody w jednej z rur. Spowodowało to najpierw wzrost ciśnienia a potem serię wybuchów w kuchenkach w mieszkaniach.

53-latek był jedyną osoba oskarżoną w tej sprawie. Śledztwo trwało ponad  dwa lata.