Krakowski sąd aresztował na dwa miesiące Grzegorza Ś., który w środę urządził sobie rajd samochodowy po Wzgórzu Wawelskim i straszył turystów siekierą. Mężczyzna usłyszał 6 zarzutów, ale nie przyznał się do winy. Twierdzi, że nie próbował nikogo zaatakować - uciekał tylko autem przed strażnikami wawelskimi, którzy chcieli go zastrzelić.

Policja, która prowadzi dochodzenie w sprawie incydentu na Wzgórzu Wawelskim, postawiła Grzegorzowi Ś. zarzuty stosowania przemocy i gróźb wobec funkcjonariuszy publicznych, jakimi są pracownicy Straży Zamkowej. Mężczyzna odpowie także za groźby karalne i narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia osób przebywających na Wawelu. Grozi mu do trzech lat więzienia.

Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień - poinformowała rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Zastrzegła, że postępowanie w tej sprawie będzie kontynuowane, bo nie wszyscy świadkowie zostali przesłuchani.

"Mówił, że Wawel jest jego domem"

Do incydentu na Wawelu doszło w środę rano. 48-latek kierujący seatem ibizą próbował wjechać na Wzgórze Wawelskie od strony Bramy Herbowej. Widząc idących alejką ludzi, wysiadł z samochodu i zaczął im wygrażać siekierą. Kiedy ksiądz prowadzący grupę zareagował, mężczyzna wrócił do samochodu i gwałtownie ruszył w kierunku ludzi.

Strażnicy ze Straży Zamkowej oddali strzał ostrzegawczy, a potem kolejny w oponę samochodu. Mimo to mężczyzna przedostał się na dziedziniec zamku i krążył po nim samochodem.

Napastnika zatrzymali i obezwładnili policjanci. Był trzeźwy. Pytany przez policjantów w radiowozie, dlaczego tak się zachował odpowiedział, że Wawel jest jego domem i nie lubi obcych - poinformował inspektor Dariusz Nowak z małopolskiej policji.