Czy jeden dzień kampanii wyborczej może kosztować podatników ponad 100 tys. zł? Może, gdy ważny polityk jeździ do wyborców pociągiem, a za nim podąża rządowy samolot. A – jak ustalił "Fakt" – właśnie tak było w przypadku premier Ewy Kopacz w minioną niedzielę.

Dziennik przypomina, że w weekend premier toczyła walkę o głosy dla Platformy na Pomorzu. Stąd sprytny PR-owski zabieg - premier jedzie pociągiem, by być bliżej ludzi. Za bilet premier Kopacz płacimy my - bo jest posłanką. Ale to kropla w morzu wydatków, jakie podatnicy tego dnia ponieśli - czytamy w "Fakcie". Dalej tabloid relacjonuje, że o godzinie 12:12 w niedzielę z lotniska Okęcie poderwał się rządowy Embraer SP-LIG. Przed 13 wylądował na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. Samolot przyleciał z rezerwacją na premier Kopacz. Po prawie trzech godzinach wrócił jednak pusty do Warszawy - mówi anonimowo tabloidowi pracownik gdańskiego lotniska.

Gazeta podkreśla, że maszyna wyleciała ze stolicy w czasie, gdy Ewa Kopacz była jeszcze w Gdańsku. Odleciała, gdy premier ruszyła w drogę z Cetniewa do Trójmiasta. Być może była zabezpieczeniem, gdyby gdyby premier nie zdążyła na ostatni pociąg do Warszawy - rano przecież rząd wsiadał już w pociąg na Śląsk - zastanawia się tabloid.

Cały artykuł w najnowszym "Fakcie".

(mal)

"Fakt"