Jest decyzja sądu ws. Wołodymyra Ż. - Ukraińca podejrzewanego przez niemiecki wymiar sprawiedliwości o udział w wysadzeniu 3 lata temu gazociągu Nord Stream. Mężczyzna zostanie aresztowany na siedem dni.
Warszawski sąd okręgowy zdecydował, że Wołodymyr Ż. - Ukrainiec podejrzewany przez niemiecki wymiar sprawiedliwości o udział w wysadzeniu w 2022 r. gazociągu Nord Stream trafi do aresztu tymczasowego na siedem dni. W ciągu tygodnia prokuratura ma uzyskać stosowną dokumentację przetłumaczoną na język polski. Później śledczy będą sporządzali i ewentualnie popierali wniosek o wydanie Wołodymyra Ż. Niemcom.
Stosowanie tymczasowego aresztu na wstępnym, siedmiodniowym etapie jest niezbędne, ale nie musi skutkować dalszą izolacją ściganego czy też jego wydaniem, jeśli ujawnią się okoliczności przewidziane choćby w art. 607 KPK - powiedziała sędzia Wielgolewska. Zaznaczyła, że takowe wynikają z akt sprawy i były sygnalizowane przez prokuratura.
Dodała, że specjalna jednostka na terenie Polski prowadzi w tej sprawie postępowanie. A zatem może to być przeszkoda do wydania podejrzanego - zaznaczyła.
Na tym etapie postępowania sąd nie ma prawa i nie ocenia kwestii związanych z sytuacja geopolityczną czy też z sabotażem konstytucyjnym - podkreśliła.
We wtorek Wołodymyr Ż. został przesłuchany w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Nie przyznał się do zarzutów stawianych przez niemiecki wymiar sprawiedliwości.
Adwokat Wołodymyra Ż. zapowiedział złożenie zażalenia na decyzję sądu. Zadeklarował również wykorzystanie wszystkich możliwych środków prawnych w obronie Wołodymyra Ż.
Trudno zgodzić się z tym rozstrzygnięciem. Częściowo sąd w ustnych motywach decyzji przedstawił pewną argumentację. Pragnę podkreślić, że nawet imię i nazwisko mojego klienta zostały zapisane nieprawidłowo - pojawiły się błędy w imieniu i nazwisku. Ma to istotne znaczenie w kontekście artykułu 607c Kodeksu postępowania karnego. Były także inne argumenty wskazujące na to, że zastosowanie tego środka było zbyt daleko idące - podkreślił Tymoteusz Paprocki.
Jeżeli ktoś mieszka w danym kraju przez prawie 3,5 roku, jeżeli w tym czasie prowadzone są wobec niego określone procedury cywilne i administracyjne, a on przebywa w tym kraju, to - moim zdaniem - twierdzenie, że istnieje obawa ucieczki lub matactwa, jest w tej sprawie nieprzekonujące - zaznaczył.
Odniósł się także do kwestii pierwszej próby zatrzymania Wołodymyra Ż. Rzeczywiście takie czynności miały miejsce, ale nikt nie ma obowiązku przebywania w danej nieruchomości przez cały czas - mówił. Dodał, że po tej próbie jego klient przebywał w Polsce, a nikt nie wskazywał mu, że ma się stawić w jakimkolwiek miejscu. Wskazał, że pełnomocnictwo w sprawie Wołodymyra Ż. zostało mu przekazane w ubiegłym roku, a on sam złożył zażalenie w sprawie ENA, które rozpatrywał Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa. Nie rozumiem, czemu nadano znaczenie czynnościom z ubiegłego roku, bo żaden obywatel RP ani osoba przebywająca na terenie RP nie musi być w domu w każdym dniu, w którym policja dokonuje czynności - zaznaczył.
Sąd w postanowieniu o tymczasowym areszcie wskazał, że nie odnosi się do kwestii geopolitycznych. Jakikolwiek obywatel Ukrainy oskarżany o to, że zniszczył infrastrukturę krytyczną i jest oskarżany o sabotaż konstytucyjny na rzecz Niemiec za zniszczenie infrastruktury łączącej Niemcy z Rosją, nie powinien na terenie UE odpowiadać z tego tytułu karnie - zaznaczył. Jeżeli ktokolwiek jest pozbawiony wolności, to muszą istnieć ku temu określone uzasadnienia i argumenty, których - moim zdaniem - brakuje. Czy to jest decyzja polityczna? Tego nie wiem - podkreślił.
Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie - mówił adwokat, odpowiadając na pytanie, dlaczego służby akurat wczoraj zatrzymały Wołodymyra Ż. Paprocki dodał, że tą sprawą interesują się media i ludzie z całego świata.
Za siedem dni sąd ponownie zdecyduje o tymczasowym areszcie dla Wołodymyra Ż.
Jak ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada, okoliczności zatrzymania Wołodymyra Ż. są zaskakujące. Wołodymyr Ż. mieszka w Polsce od trzech lat. Na stałe z żoną i z dziećmi przebywa w podwarszawskim Pruszkowie. Ma tam firmę budowlaną.
Gdy ponad rok temu niemiecki sąd wystawił za nim Europejski Nakaz Aresztowania, wyjechał na Ukrainę. Po pewnym czasie wrócił do Polski. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpiło, bo do naszego kraju nie przejeżdżał przez ukraińską granicę, a najpewniej dostał się przez Słowację - tam nie ma kontroli granicznych.
Przez dłuższy czas Wołodymyr Ż. żył i prowadził działalność gospodarczą w Pruszkowie. Jak dowiedział się dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, Ukrainiec w pewnym momencie zdecydował, że chce kupić w naszym kraju nieruchomość.
I tu zaczęły się jego kłopoty. Jako cudzoziemiec w przypadku kupna nieruchomości podlega specjalnym procedurom sprawdzeniowym. Jego dane trafiły do zajmującej się tym komórki resortu spraw wewnętrznych i administracji.
Tamtejsi urzędnicy wykryli, że Wołodymyr Ż. jest ścigany niemieckim ENA. Powiadomili policję, która - jak wszystko na to wskazuje - podjęła rutynową akcję zatrzymania poszukiwanego.
To uruchomiło procedurę wykonania ENA, a powstrzymanie tej procedury jest teraz praktycznie niemożliwe.
W sierpniu 2024 roku włoska policja zatrzymała Serhija K., podejrzanego o udział w wysadzeniu gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2. 49-letni Ukrainiec został ujęty w okolicach Rimini, gdzie przebywał na wakacjach z rodziną z Polski.
Według niemieckiej prokuratury Serhij K. miał być jednym z koordynatorów akcji sabotażowej przeprowadzonej jesienią 2022 roku. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzutów, jednak śledczy twierdzą, że to właśnie on stał na czele grupy, która wynajętym jachtem "Andromeda" wypłynęła na Morze Bałtyckie, by przeprowadzić atak.
Załoga "Andromedy" liczyła siedem osób, w tym czterech nurków. Sternikiem był doświadczony żeglarz z Odessy, który wcześniej brał udział w zawodach żeglarskich. Wśród członków grupy był także Wsiewołod K., który po zamachu na Nord Stream miał zginąć na froncie.
Wołodymyr Ż. miał być instruktorem nurkowania, który według ustaleń miał bezpośrednio uczestniczyć w podłożeniu ładunków wybuchowych na dnie Bałtyku.
Do eksplozji na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 doszło we wrześniu 2022 roku w pobliżu wyspy Bornholm. Według niemieckiej prokuratury, Serhij K. i jego współpracownicy umieścili ładunki wybuchowe na rurociągach, powodując poważne uszkodzenia infrastruktury energetycznej.
Nord Stream 1, uruchomiony w latach 2011-2012, miał przepustowość ponad 55 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Równoległy Nord Stream 2, choć ukończony, nie został uruchomiony z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku.


