Informacje o tym, że znany polski tenisista zajmuje się poznawaniem ze sobą młodych dziewcząt i starszych panów krążyły od dawna. Kilkanaście dni temu do redakcji "Wprost" trafiło nagranie, które potwierdza te pogłoski - czytamy w najnowszym numerze tygodnika.

W rolę dziewczyny szukającej bogatego przyjaciela wcieliła się Malina Błańska. "Wprost" publikuje jej ustalenia. Wydobyłam od znajomego numer Wojciecha Fibaka i wysłałam SMS "Panie Wojtku, czy może pomaga pan miłym dziewczynom poznać i zarobić przy poznaniu miłych panów? Miła dziewczyna". Następnego dnia zadzwonił ktoś z zupełnie innego, nieznanego mi numeru. "Dobry wieczór, wczoraj dostałem miły SMS..." - relacjonuje Błańska. Rozmówca miał zapytać, czym się zajmuje, gdzie mieszka, skąd ma wiedzę, by się zwrócić do niego w tej sprawie, i czy ma czas spotkać się za dwa dni.

Spotkanie zostało wyznaczone w galerii Fibaka na Krakowskim Przedmieściu. Jak czytamy we "Wprost", po sześciu minutach rozmowy tenisista zaproponował Błańskiej zajęcie. Mam bardzo fajnego przyjaciela, mieszka w Nowym Jorku. Polak, bardzo skromny, bardzo mądry, miły, fajny. Przyjeżdża czasami do Europy, niedługo przyjedzie. To mam pierwszy pomysł, od razu... Ty mi się podobasz w ogóle. Masz inteligencję i jesteś apetyczna - miał stwierdzić Fibak.

Pani Olga pożegnała się z nami. Skończyła pracę. Fibak nadal przedstawiał sylwetkę kolegi. Ma na imię X i jest dobrem wcielonym: "Bardzo fajny facet. To jest pewnego rodzaju wyróżnienie dla ciebie, to jest wyjątkowy człowiek, wyjątkowy. Zaprasza go prezydent, premier, najbogatsi ludzie w Polsce, tacy naj, naj, naj. (...) Bardzo człowiek z klasą, jakbyś go poznała, byś grosza za niego nie dała. On tak przeważnie wybiera jakieś miejsca, gdzie coś się dzieje - pisze dalej Błańska.

Twierdzi również, że na jedno z kolejnych spotkań z Fibakiem zabrała koleżankę, by "rzucił na nią okiem i powiedział, czy się nadaje". Tenisista miał stwierdzić, że "jak jest miła i chce, to się nadaje", a później kazać Błańskiej opuścić pokój, by popilnowała galerii.

Oglądał mnie. Sprawdzał, czy jestem atrakcyjna, jaką mam figurę. Kazał mi podnieść ręce. Po chwili próbował mnie pocałować, ale wykręciłam się, mówiąc, że palę papierosy. Złapał mnie dwiema rękami za twarz. Po tym zawołał Malinę i przeszliśmy do konkretów, że nie szukają profesjonalistek. Mówił, że ten pan X miałby nas gdzieś zabrać i najlepiej, żebyśmy nie prosiły konkretnie o pieniądze, tylko raczej odpowiadały na pytania. Mówił, że jesteśmy miłe dziewczyny i spodobamy się jego kolegom. Widać, że zawodowo podchodził do sprawy. Kazał nam wynosić torebki, podpuszczał mnie, mówiąc, że powiedziałam na Malinę Iza. Powiedziałam, że chyba się panu coś pomyliło. Widać, że wszystkie środki ostrożności były przemyślane zawczasu. Miałam wrażenie, że jestem w takiej fabryce - nie jesteśmy tam pierwsze ani ostatnie - czytamy we "Wprost" relację Joli, którą Błańska poprosiła, by towarzyszyła jej podczas drugiego spotkania z Fibakiem.

Tygodnik zapytał o sprawę samego zainteresowanego. W rozmowie z redaktorem naczelnym tygodnika tenisista podkreślał, że stał się ofiarą prowokacji i że z poznawania ze sobą ludzi nie czerpie żadnych korzyści majątkowych. Przyszła do mnie dziewczyna do galerii, ale wie pan, to nie było... Ja nie powiedziałem, że ja czerpię jakiekolwiek... Ona przyszła i mówi, że chciała gdzieś wyjechać, że chciała zdobyć kontakt. Od razu wyczułem, że to jest jakiś numer, i bardzo świadomie powiedziałem, że faktycznie mogę jakoś pomóc, mogę z kimś skontaktować. Ale tam nie ma żadnej wzmianki o żadnych korzyściach, o niczym, żadnych pieniądzach - cytuje tłumaczenia Fibaka "Wprost".

Na koniec rozmowy tenisista miał też prosić o niepublikowanie tekstu. Ale wie pan, jeżeli chcecie tak, to będzie wojna. Nikomu niepotrzebna, ja mogę jedynie prosić, żeby tego nie (puszczać - przyp. red.). (...) Co ja mogę zrobić, żeby to nie poszło? Obiecuję współpracę do końca życia - miał stwierdzić Fibak.

(edbie)