Kłopoty finansowe były głównym powodem próby samobójczej 49-letniego mężczyzny przed Kancelarią Premiera. Znaleziono przy nim dwa listy - jeden do Donalda Tuska, drugi do rodziny. W liście do premiera skarży się, że stracił pracę w urzędzie skarbowym, po tym, jak starał się ujawnić nieprawidłowości, do których miało w nim dochodzić - dowiedział się nieoficjalnie dziennikarz RMF FM. Mężczyznę uratowali funkcjonariusze BOR-u. Śledztwo w sprawie incydentu jeszcze dziś ma wszcząć warszawska prokuratura.

Według mężczyzny - urzędnicy ministerstwa finansów mieli przymykać oczy na przekręty szefowej tego oddziału skarbówki. O wszystkim - jak twierdzi - poinformował Julię Piterę, która ma mieć komplet dokumentacji.

W listach skarży się też między innymi na polityków, pisząc, że stracił zaufanie do państwa i nie wierzy w sprawiedliwość. Twierdzi, że o nieprawidłowościach w urzędzie skarbowym i swej trudnej sytuacji finansowej starał się zainteresować większą liczbę polityków - także Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Napieralskiego. Wstępnie sprawą zainteresował się jedynie szef SLD. Ostatecznie żaden z polityków nie podjął jego sprawy. Sam określa siebie jako człowieka, który głosował na Platformę Obywatelską.

49-latek opisał historię ostatnich lat swego życia. Po tym jak stracił pracę w urzędzie skarbowym i - jak twierdzi - nie mógł znaleźć w administracji publicznej - zatrudnił się jako ochroniarz w jednym z sieciowych supermarketów. Tam podupadł na zdrowiu. W liście do rodziny tłumaczy, że nie jest w stanie zagwarantować jej przyszłości. Do żony napisał, że gdyby działał razem z szefową urzędu skarbowego, w którym pracował, kłopoty finansowe by go nie dotknęły.

49-latek jest emerytowanym oficerem CBŚ. Został zwolniony w 2006 r.

Mężczyzna przebywa na oddziale intensywnej terapii. Lekarze oceniają jego stan jako ciężki, ale nie ma zagrożenia dla życia. Według rzecznika szpitala na Szaserów pacjent doznał oparzeń I i II stopnia połowy powierzchni ciała; głównie nóg i podbrzusza. Ma też poparzone górne drogi oddechowe.

W pobliżu znaleziono opakowania po rozpuszczalniku, którym miał się oblać. Policję zaalarmowali przechodnie. Mężczyzna płonął kilkadziesiąt metrów od wejścia do kancelarii premiera przy Łazienkach. Zanim na miejsce przyjechała straż pożarna i pogotowie ratunkowe, ogień ugasili funkcjonariusze BOR-u, którzy chronią wejście do budynku.